Nie twierdzimy na pewno, że ślub pani Grabowskiej ze Stanisławem Augustem się nie odbył. Ale nie mamy też żadnych wiarygodnych dowodów, że „Grabula” była monarszą żoną. Czyżbyśmy zatem poświęcili uwagę kobiecie, która w poczcie królewskich małżonek była intruzem?
Stanisław Poniatowski, ojciec ostatniego króla, umiał zdobywać stronników. W kręgu jego średnioszlacheckiej klienteli politycznej znalazł się także Teodor Szydłowski. Od kiedy pan Teodor związał się z przywódcą „familii”, bo Stanisław Poniatowski wraz z braćmi swej żony, Michałem Fryderykiem i Aleksandrem Augustem Czartoryskimi był założycielem tego słynnego reformatorskiego stronnictwa – nie wiemy. W każdym razie już w latach trzydziestych Szydłowski w jego szrankach pasował się na sejmikach i sejmach ze stronnikami Potockich.
Pan Teodor był sędzią grodzkim warszawskim, gdy w roku 1748 (a może 1749) urodziła się córka Elżbieta, z żony Teresy z Witkowskich. W rok (bądź dwa lata) później pan sędzia posłował na sejm 1750 roku z Ziemi Zakroczymskiej wraz ze stolnikiem litewskim, Stanisławem Poniatowskim juniorem. Znali się więc dobrze, a zażyłość Szydłowskiego z Poniatowskim seniorem przydawała tym więzom mocy.
Gród był zarówno instytucją sądową jak urzędem, w którym, przez dokonanie wpisu do odpowiednich ksiąg, uwierzytelniało się dokumenty, w grodzie warszawskim dokonywała wpisów cała znaczniejsza, przewijająca się przez stolicę szlachta Rzeczpospolitej. Można sobie wyobrazić, jak wielu ludzi miał okazję poznać dzięki temu Teodor Szydłowski i jak wielu „panom braciom” z całego kraju on z kolei był znany. Stołeczny sędzia grodzki to była figura!
Nic dziwnego zatem, że przybyły do Warszawy w roku 1763 Kurlandczyk Karl Heinrich von Heyking złożył mu wizytę. A oto jak po latach pisał o swych wrażeniach:
„Miał on dwie miłe córki, z których jedna poślubiła pana Onufrego Kickiego, a druga później, już jako hrabina Grabowska, została kochanką króla. W tym domu po raz pierwszy ujrzałem stolnika Poniatowskiego: dla jego szlachetnej powierzchowności, wytwornych manier i czarującego sposobu mówienia miałem wiele podziwu. Nie przeszło mi wówczas jeszcze przez myśl, że niedługo zostanie on królem Polski”.
Wiemy skądinąd, że młody Stanisław Poniatowski (urodzony w roku 1732) przebywał w domu Szydłowskich nie dla sędziego, lecz dla jego piętnastoletniej córki Elżbiety, której uroda wywierała na nim silne wrażenie…
O „szkołach” owej młodej damy brak w źródłach danych, zapewne więc nie wyszła ona poza typowe dla szlacheckich córek „wykształcenie domowe”. Podkreślamy to, by zaznaczyć dystans, jaki pod tym względem dzielić ją musiał od Stanisława, górującego nie tylko inteligencją, ale także wykształceniem nad większością współczesnych mu rodaków.
Zasugerowani świadectwem źródeł z okresu ostatniego polskiego bezkrólewia historycy na ogół powtarzali, że zacieśniającej się zażyłości Stanisława Poniatowskiego juniora z domem Szydłowskich sędzia warszawski zawdzięczał zarówno poselstwo na konwokację 1764 roku, jak dalsze godności, jakie spadały nań z łaski Poniatowskiego-króla. Czy tak było w istocie? Przecież senatorskie kariery zrobili za Stanisława Augusta wszyscy prawie starzy stronnicy „familii”, nie tylko pan Teodor. On w każdym razie w roku 1768 został kasztelanem mazowieckim, w późniejszych zaś latach awansował jeszcze na województwo płockie.
Elżbietę, która mimo śladów po przebytej ospie wyróżniała się urodą i wdziękiem, wydano za mąż 14 stycznia 1769 za wdowca, generała Jana Jerzego Grabowskiego. Pochodził on z kalwińskiego rodu szlacheckiego Grabowskich herbu Topór, piszących się „z Konopnicy”, rodu z dawna zasiedziałego w Wielkim Księstwie Litewskim. Jan Jerzy wraz z braćmi już w czasie bezkrólewia bywał częstym gościem rosyjskiego ambasadora w Polsce, bo liczył, że protekcja i pomoc Katarzyny II przyniesie dysydentom równouprawnienie polityczne. Nic więc dziwnego, że właśnie generał został 20 marca 1767 marszałkiem słuckiej konfederacji dysydentów – protestantów i kalwinów. Ozdobiony carskim Orderem Aleksandra Newskiego, przywódca związku innowierców, tworzonego z inspiracji i pod wyraźnym patronatem ambasadora Mikołaja Repnina, należał do osób cieszących się zaufaniem Petersburga. Czy orientował się, że dla carycy dysydenci byli tylko narzędziem, przy pomocy którego chciała ugodzić reformatorskie poczynania króla i „familii”? Nie wiemy. W każdym razie Grabowski pozostawał w bliskich stosunkach także ze Stanisławem Augustem, zresztą definitywne rozejście się dróg carskich zauszników i skupionego wokół króla i Czartoryskich polskiego obozu reform dopiero się dokonywało: wszak w czasie bezkrólewia „familia” i jej kandydat, stolnik Poniatowski, wygrali dzięki poparciu carycy Katarzyny II.
Ślub dysydenckiego przywódcy z katolicką panną wzbudził wśród innowierców nie lada zgorszenie. Z kolei wejście w mężowski krąg nie pozostało bez wpływu na stosunek katolickiego społeczeństwa do Elżbiety z Szydłowskich. Ten właśnie fakt przyczynił się zapewne do jej późniejszej opinii rusofilki, choć ta etykietka nie wydaje się uzasadniona. Warto zaznaczyć, że Grabowska nie przyjęła wyznania męża, pozostając gorliwą katoliczką. Wybór ten miał szczególne znaczenie, bo właśnie w czasie gdy pani Elżbieta rozpoczynała swe małżeńskie życie, w Polsce trwała epopeja konfederatów barskich, zjednoczonych przeciw Rosji, innowiercom i… królowi, któremu nie podarowano zarówno carskiego wsparcia w roku 1764, jak pożytecznych reform, utożsamianych przez barzan z absolutyzmem.
W styczniu 1770 roku były marszałek dysydentów (których związek został już rozwiązany) wpadł wraz z bratem w ręce konfederatów barskich. Tylko wyjątkowemu zbiegowi okoliczności Grabowski zawdzięczał uwolnienie zanim doszło do „konfesat” (zeznań wymuszanych torturami). Odtąd, wróciwszy do domu, żył „prywatnie”. Umierając w lutym 1789 roku pozostawił z żony Elżbiety jedyną córkę Aleksandrę.
Zarówno współcześni, jak historycy domyślali się, że małżeństwo Grabowskiej, de facto skojarzył nie jej ojciec, a król, który będąc w bliskich stosunkach z Janem Jerzym musiał wiedzieć – i na to zapewne liczył – iż mąż okaże się tolerancyjny wobec zainteresowania monarchy jego żoną.
Dodajmy zresztą, że tego rodzaju tolerancja w opinii ludzi Oświecenia nie przynosiła mężowi ujmy, a poboczne miłostki monarchów, powszechnie praktykowane, uchodziły za rzecz normalną.
Nie znamy dokładnej daty, od której Stanisław August, związany w pierwszych latach panowania z kilku kolejnymi kobietami, przeznaczył pani Grabowskiej pierwsze miejsce w swej vie romancée. W każdym razie już w roku 1773 urodził się jej syn Michał, uważany za królewskiego potomka. Zwiedzający Polskę w roku 1778 inteligentny Anglik, Nathaniel Wraxall, pisał o pani Elżbiecie jako jednej z dwóch kobiet, między które monarcha dzielił swój czas. „Pierwsza z nich, pani Tomatis, Włoszka, mimo że przeżywająca już zmierzch swej urody, jest nadal kobietą wyjątkowo piękną. Druga, hrabina Grabowska, przewyższa ją elegancją, kobiecością i wdziękiem. W zamian za okazywane mu względy obie te damy opróżniają sakiewkę króla, nie przydając mu zresztą poważania, ani nie czyniąc go szczęśliwszym”. A więc – jeśli wierzyć Wraxallowi – jeszcze w roku 1778 pani Grabowska nie królowała w monarszym sercu jednoosobowo. Ale gdzieś w tym czasie tę uprzywilejowaną pozycję zdobyła. Do niepotwierdzonych plotek należy natomiast zaliczyć insynuację Juliana Ursyna Niemcewicza, jakoby generałowa Grabowska, jak ją od godności męża określano, była w owych latach ulubienicą najstarszego brata Stanisława Augusta, Kazimierza, słynnego z próżniaczego trybu życiu księcia eks-podkomorzego, i ten dopiero ustąpił ją monarsze.
Ostatnie zdanie cytowanego wyżej fragmentu relacji angielskiego podróżnika świadczy o niechętnym nastawieniu do królewskiej metresy przynajmniej części opinii publicznej. Sądzimy, że ta niechęć wywodziła się nie tyle z osobistych cech pani Grabowskiej, ile z klimatu politycznego ówczesnejRzeczypospolitej i dotykała całego otoczenia Stanisława Augusta. Okres między pierwszym rozbiorem a Sejmem Czteroletnim był bowiem czasem zaostrzającej się walki między magnacką opozycją a królem. Na czele opozycji stali hetman Ksawery Branicki i Seweryn Rzewuski, a z czasem dołączył do nich najbogatszy polski magnat, Szczęsny Potocki. Echa tej niechęci dla królewskiego kręgu pobrzmiewają w pisanym już w czasie Sejmu Czteroletniego fragmencie „Pamiętników” Jędrzeja Kitowicza, cenionego autora „Opisu obyczajów”. Wspominając lata osiemdziesiąte Kitowicz zaznaczył, że innowierców nie dopuszczano do wyższych godności i dodawał, iż „w całym ciągu czasu wyrażonego jeden Grabowski dysydent był posłem na sejm grodzieński roku 1784 i drugi tegoż imienia dysydent jest posłem na teraźniejszym sejmie, co Litwini zrobili dla przypodobania się królowi, iż żona jednego z tych Grabowskich jest w pierwszych dysydent ani do poselskiej funkcji nie docisnął”. Uściślijmy, że w obu wypadkach posłem był Paweł Grabowski, syn Jana Jerzego z pierwszego małżeństwa, a więc pasierb królewskiej wybranki. Tylko że Grabowskiego wyniosła do poselstwa nie „moc poduszki”, a jego koneksje z siostrzeńcem Ksawerego Branickiego, Kazimierzem Nestorem Sapiehą. Notabene matka Kazimierza Nestora, Elżbieta z Branickich Sapieżyna, w latach osiemdziesiątych nienawidząca Stanisława Augusta, była niegdyś kochanką młodego monarchy.
W tymże samym roku 1780, w którym Grabowska powiła Stanisławowi Augustowi drugiego syna, Stanisława, jej siostra Teresa (może miała na imię Józefa), wyszła za mąż za królewskiego ulubieńca, szambelana Onufrego Kickiego. W oczach współczesnych zacieśniło to więzi między monarchą a panią Grabowską, która przeczekując cierpliwie chwilowe miłostki króla umacniała swą pozycję w jego sercu.
Choć Stanisław August ani się specjalnie nie afiszował, ani nie ukrywał ze swą skłonnością do generałowej, pochodzące z kręgów opozycyjnych pogłoski przypisywały „kacerce”, jak ją niekiedy złośliwie określano, znaczny wpływ na rozdawnictwo starostw, urzędów i orderów. Nie wydaje się to prawdą. Ze źródeł odnosi się wrażenie rozłączności prywatnego i politycznego życia ostatniego króla.
Na rok 1784 lub 1785 współczesna plotka datowała zawarty potajemnie związek małżeński między Stanisławem Augustem a jego dotychczasową kochanką. Czy domysły te miały realne podstawy? – Oto pytanie, nad którym głowił się już niejeden historyk. Dzisiejsi badacze odrzucają tak wczesną datę ślubu, wątpią bowiem, by mógł on się odbyć za życia męża Grabowskiej. Ale nawet przesunięcie mariażu na okres po lutym 1789 (śmierć Jana Jerzego Grabowskiego) nie rozprasza wątpliwości. Po pierwsze nie dysponujemy żadnym wiarygodnym świadectwem źródłowym, które potwierdziłoby owe domniemania. Co więcej król – m.in. w poufnej korespondencji z zaufanym posłem w Petersburgu, Augustynem Debolim, energicznie im zaprzeczał. A trzeba przypomnieć, że Stanisław August był na punkcie prawdomówności niezwykle uczulony i nic tak go nie dotykało, jak imputowane mu kłamstwa. Na zastanowienie zasługuje wreszcie polityczna wymowa pogłosek o rzekomym małżeństwie króla, a zwłaszcza fakt, iż pogłoski te ze szczególną uporczywością podtrzymywane były w czasie Sejmu Czteroletniego w Petersburgu. Czy przypadkiem nie chodziło o to, by z ich pomocą utrącić snute wówczas kombinacje matrymonialne polskiego monarchy, które wiązały się z planami wprowadzenia w Polsce sukcesji tronu – jednej z najważniejszych projektowanych reform? Posianie wśród europejskich władców wątpliwości czy Stanisław August rzeczywiście był stanu wolnego wystarczyło przecież, by zamknąć mu drogę do ślubu z którąś z księżniczek, a Polskę pozbawić w ten sposób życzliwego jej dzięki więzom krwi dworu, czy nawet ewentualnego alianta.
Już niezależnie od matrymonialnych domysłów stwierdzić należy, że od śmierci generała Grabowskiego dzieci pani Elżbiety wychowywały się królewskim dworze, ona sama zaś mieszkała bądź w Wielkiej Oficynie w Łazienkach, bądź w zbudowanym dla niej przez króla pałacyku „Na Rozdrożu”, nie opodal Zamku Ujazdowskiego. O roli pani Grabowskiej w czasach Sejmu Wielkiego nic pewnego nie wiemy, a późniejsze już z czasów targowickich pochodzące pomówienia o sprzyjaniu Rosji, noszą ślady wyraźnej tendencyjności.
Szczególnie nieżyczliwy dla pani Grabowskiej klimat zapanował w stolicy po 23 lipca 1792, gdy Stanisław August przystąpił do targowicy. Król i politycy, którzy mu to doradzali, łudzili się, że za tę cenę uchronią państwo od rozbioru. Społeczeństwo reagowało inaczej, przeżywało gorycz przegranej wojny w obronie Konstytucji i boleśnie odczuwało rosyjskie rządy, sprawowane pod targowickim szyldem. Winowajcą wszystkich klęsk uznano – zbyt pochopnie – Stanisława Augusta, na którego zrzucano całą odpowiedzialność za przegraną wojnę, wypominano mu, że wbrew obowiązkom naczelnego wodza nie wyruszył do obozu i pozostał w Warszawie, że zbyt łatwo podjął decyzję o kapitulacji. Nie chciano pamiętać, że za decyzją taką opowiedziała się większość zwołanej przez króla 23 lipca Rady Wojennej, że wyjście w postaci emigrowania, jakie wybrali sejmowi przywódcy, dla panującego nie mogło wchodzić w grę. Część społecznego odium za królewskie kroki spadała na najbliższe otoczenie Stanisława Augusta, w tym na panią Grabowską. Do podyktowanych rozgoryczeniem pomówień należały m.in. pogłoski o przekupieniu jej przez posła rosyjskiego Jakuba Bułhakowa. Naprawdę znamy z tego okresu jeden list Grabowskiej do Stanisława Augusta, pisany z Krakowa 8 sierpnia 1792 roku, a więc 16 dni po akcesie targowickim Poniatowskiego. Pani Elżbieta chwaliła królewską decyzję, bo przez nią „zatamowany został wylew krwi niewinnej”. Ale przecież tego samego argumentu na rzecz przystąpienia Stanisława Augusta do targowicy użył podczas narady 23 lipca podkanclerzy Hugo Kołłątaj!
Uciekając przed zemstą interwencyjnych wojsk do Saksonii, Ignacy Potocki, jeden z współtwórców Konstytucji 3 Maja, zostawił w Warszawie kilku korespondentów, którzy nad Łabę przesyłać mu mieli nadwiślańskie nowiny. Ich pilnemu oku i zjadliwemu pióru zawdzięczamy m.in. złośliwe wiadomości o pani Grabowskiej. Wedle tych informacji u schyłku sierpnia 1792 pani generałowa miała dostać list od targowickiego szefa, Szczęsnego Potockiego, z podziękowaniem za życzliwość dla jego konfederacji. Nie wiemy, czy list ów odnosił się do jakichś konkretnych posunięć królewskiej wybranki, czy był tylko konwencjonalnym ukłonem pod adresem bliskiej Stanisławowi Augustowi osoby. Miesiąc później zazdrosna o zainteresowanie króla jedną z aktorek, pani Elżbieta „oddaliła się z Warszawy o mil kilka bez pożegnania. Zmartwiło to niemało czułą duszę Najjaśniejszego Pana, ciekawie dochodzi nie praktykowanej dotąd sceny (…); trudno było tak nagle ugłaskać rozgniewane wdzięki. Pięć sztafet, a wszystkie z nowymi instrukcjami wyprawiono, aż przecież bilet imć pana Bułhakowa pomyślny skutek zjednał…” – komentował informator pana Ignacego, odnotowując (czy insynuując) szczególną podatność pani Grabowskiej na perswazje rosyjskiego posła.
Nieżyczliwy dla królewskiego otoczenia nastrój stolicy uległ pogłębieniu po wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Wprawdzie między bajki należy włożyć opowieść Jana Kilińskiego o tym, jak nie dopuścił do wywiezienia przez panią Grabowską klejnotów Stanisława Augusta, ale podejrzliwość stołecznej ulicy wobec „Zamku” nie ulega wątpliwości. Ów klimat jest zapewne przyczyną wyjazdu generałowej z Warszawy do Galicji w maju 1794 roku. Nie było więc już pani Grabowskiej w zrewolucjonizowanej stolicy, gdy w wyniku perlustracji papierów ambasady rosyjskiej, które wpadły w powstańcze ręce, rozeszły się pogłoski o zawartości jednej z depesz Bułhakowa z kwietnia 1792 roku. W piśmie owym poseł rosyjski „miał zapewnić imperatorową, jakoby porozumiał się z królem polskim i uzgodnił z nim, że ze stron wojsk polskich (…) niczego nie trzeba będzie się obawiać. Rodzina królewska miała również swój udział w tej umowie. Książę prymas (Michał Poniatowski), pani kasztelanowa krakowska (Izabela z Poniatowskich Branicka) i pani Grabowska mieli otrzymać weksle od bankiera Teppera, wystawione na znaczne sumy. Nie zrealizowano ich jednak na skutek bankructwa Teppera. Lecz te niegodne zamiary zostały ujawnione” – donosił do Drezna w czerwcu 1794 roku saski rezydent. Choć w pogłosce tej nie było ani cienia prawdy, stanowi ona niezmiernie charakterystyczne świadectwo skrajnie nieufnego stosunku Warszawy do najbliższego otoczenia Stanisława Augusta i do samego króla.
Po upadku insurekcji pani Grabowska wróciła do stolicy i była w niej także wówczas, gdy króla wywożono na więzienny los do Grodna. W kilka dni później, w początkach stycznia 1795 i ona wraz z całą rodziną wyjechała, udając się do Wiednia i na kurację do Baden. W ślad za generałową podążały pełne troskliwości królewskie listy i pieniądze.
We wrześniu 1795 pani Elżbieta dołączyła do monarchy i odtąd przebywała z nim w Grodnie. Ten ostatni okres ich wzajemnego pożycia nie należał do najprzyjemniejszych. Dla króla uciążliwe były wciąż ponawiane pretensje pieniężne pani Grabowskiej, gdy Stanisław August, żyjący na carskiej pensji, nie mógł nastarczyć wszystkim proszącym. Pani Elżbieta z kolei niemile odczuwała niechętny do niej stosunek sióstr króla (Ludwiki Zamoyskiej oraz Izabeli Branickiej), które także u boku Stanisława Augusta przebywały.
Sytuacja monarchy, pozbawionego państwa i ściśle kontrolowanego w grodzieńskim areszcie domowym przez rosyjskich opiekunów uległa zmianie z chwilą śmierci Katarzyny II (17 listopada 1796). Nowy imperator, Paweł I, zaprosił Stanisława Augusta do Petersburga. Pani Grabowska i nad Newę podążyła za królem, choć wskutek sprzeciwu którejś z dworskich osobistości przybyła tam kilka miesięcy po monarsze. Nie przyjęta oficjalnie przez Pawła I (Stanisław August odczuł to jako despekt), na żądanie carskiego otoczenia zamieszkała w osobnym domu, wynajętym dla niej przez króla. Po śmierci Stanisława Augusta (12 lutego 1798) generałowa wróciła do Warszawy.
W czasach Księstwa Warszawskiego sędziwa dama prowadziła otwarty dom i nadal liczyła się w kręgach warszawskiej elity. Zmarła w stolicy 1 czerwca 1810 roku. Pochowano ją na cmentarzu przy kościele Świętego Krzyża.
Prócz wspomnianych wyżej synów Michała i Stanisława, których wykształceniem król nadal pilnie się zajmował, Grabowska i Stanisław August mieli syna Kazimierza oraz kilka córek. Charakterystyczne, że wszystkie dzieci nosiły imiona tradycyjne w rodzie Poniatowskich. Katolickie wychowanie młodych Grabowskich w świetle XVIII wiecznych obyczajów stanowi jeden z dowodów na to, że nie byli oni dziećmi kalwina.
Kończąc opowieść o towarzyszce życia ostatniego króla z żalem stwierdzamy, że jej sylwetka wypada blado. Ale bo też źródła milczą o jej upodobaniach i nawykach, podkreślając tylko wdzięk i kobiecość. I nawet ci ze współczesnych, którzy panią Grabowską obwiniają o zły wpływ na Stanisława Augusta, nie rysują jej duchowej sylwetki, poprzestając na tym ogólnikowym oskarżeniu. Skoro więc wygląda na to, że pani Elżbieta nie była żadną indywidualnością, co wiązało z nią króla? Czy ich związek polegał na tym, że przebywając u tej kobiety, która nie interesowała się polityką, Stanisław August wykradał dla siebie trochę prywatnego życia, w którym chronił głowę, skołataną trudami panowania?
I jeszcze jedno. Nie twierdzimy na pewno, że ślub pani Grabowskiej ze Stanisławem Augustem się nie odbył. Ale nie mamy też żadnych wiarygodnych dowodów, że „Grabula” była monarszą żoną. Czyżbyśmy zatem poświęcili uwagę kobiecie, która w cyklu królewskich małżonek była intruzem?