Mikołaj Siestrzeniec


Herb Siestrzeńca - Kornic

 Biada temu, kto wszedł mu w drogę. Wrogów niszczył ogniem, i żelazem, zagarniając przy okazji do niewoli krewnych i domowników.

  Przeszło sto lat temu wybitny historyk Antoni Prochaska, tak oto scharakteryzował postać
burgrabiego będzińskiego Mikołaja z Jaroszowa zwanego Siestrzeńcem: „Widzimy w nim usłużnego agenta dyplomatycznego, antagonistę Niemców, zuchwałego opryszka i kłóciciela pokoju publicznego, a wreszcie zaciętego pieniacza żyjącego ciągle w procesach o długi i w rozlicznych facyendach pieniężnych. Przez cały ciąg swego żywota jest on w niezgodzie ze światem: włóczy się i tłucze po świecie jak Marek po piekle – całe życie. Obrotny, zręczny, czynny, przytomny, ruchliwy i mężny, lecz zawsze w ujemnym kierunku tych przymiotów, chciwy i zły, a nierzadko tarzający się w błocie plugawego rozbójnictwa. Jest on typem i swoim rodzaju dobitnym reprezentantem stronnictwa husyckiego w Polsce. Cały przejęty i jakby porwany prądem husytyzmu czeskiego, a zwłaszcza narodowym i socjalnym jego kierunkiem. Miał liczną drużynę szlachecką, a biada temu, kto by mu wszedł w drogę, lub na kim chciał próbować socjalnych swych idei. Liczna brać herbowa pomagała w takich razach orężem, a drogą później znanego u nas zajazdu zwykł był Siestrzeniec wyprawiać osławione swoje burdy husyckie”. Podobnie i współczesny badacz, Włodzimierz Dworzaczek, zarezerwował dla Siestrzeńca miano „najciemniejszej postaci ziemi krakowskiej” I połowy XV wieku, nie lepszą ocenę wystawiają mu inni historycy. 
  Rodzina Mikołaja pochodziła ze Śląska (z ziemi opolskiej) i używała herbu Kornicz. O młodości naszego bohatera nic nie wiemy, nawet i tego, czy urodził się jeszcze na Śląsku czy też już w granicach Królestwa Polskiego. Na arenę dziejową wkroczył dopiero w 1410 roku i to od razu w okolicznościach dość dwuznacznych. O ile można przypuszczać, że tak jak inni dzielnie spisał się w bitwie pod Grunwaldem, o tyle zaraz później zamieszany został w sprawę zniknięcia z zamku w Dzierzgoniu zdobytego na Krzyżakach skarbu. Jeszcze po latach oskarżano go o ową kradzież, podobnie zresztą jak innego rycerza, Mroczka z Łopuchowa, który zająwszy na Krzyżakach pełen kosztowności zamek w Przezmarku zamordował przysłanego przez króla „rzeczoznawcę” i w sumie nikt nie wiedział, co sobie zatrzymał, co zaś oddał Jagielle. I w jednym, i w drugim wypadku nie było jednak przekonywających dowodów winy, niemniej pozostaje faktem, iż po wojnach z Zakonem dysponował Mikołaj znacznymi zapasami gotówki i stać go było (co prawda z dwoma innymi rycerzami) na pożyczenie w 1417 roku Nawojowi z Tęczyna olbrzymiej wówczas sumy 1300 grzywien.  Niewątpliwie jako nagrodę za udział w wojnach z Krzyżakami otrzymał również Siestrzeniec urząd burgrabiego w leżącym na pograniczu polsko- śląskim zamku w Będzinie, w okolicy którego z biegiem czasu stworzył kilkuwioskowy własny kompleks majątkowy, nie mówiąc już o nabyciu samego wójtostwa będzińskiego. 
  Jeśli więc nie liczyć podejrzanego incydentu z 1410 roku, można odnieść wrażenie, że Siestrzeniec prowadził się początkowo dość poprawnie. Jeśli jednak prześledzimy krąg jego ówczesnych kontrahentów i wspólników, to spotkamy się na ogół z ludźmi, którzy delikatnie mówiąc nie cieszyli się dobrą sławą. Oto przykładowo w 1416 roku jednym z poręczycieli Mikołaja przy pewnej sprawie był Marcin z Dobczyc, wprawdzie syn zasłużonego królestwu kasztelana wiślickiego Klemensa z Moskarzewa, ale sam wielki rozbójnik, któremu w dwa lata później Jagiełło skonfiskował majątek ziemski, a który jeszcze w 1420, korzystał z pożyczek zaciąganych u Siestrzeńca. Nie lepszym był ów Nawoj z Tęczyna, syn kasztelana krakowskiego Jana „istny wyrodek wielkiego domu Tęczyńskich, awanturnik zuchwały, który domowi swemu nie mógł chwały przynieść” jak go określił XIX- wieczny historyk. Łatwo więc dostrzec, że Siestrzeniec obracał się w dość specyficznym środowisku ludzi balansujących na granicy prawa i nierzadko ją przekraczających, ale zasługami przodków mających dostęp do najwyższych sfer. Zarówno poprzez nich, jak i poprzez rodzinę Szafrańców, z którą również bliżej współpracował (a wśród przedstawicieli której nigdy nie brakowało wysokich urzędników, pospolitych bandytów i dziwaków tracących majątek na alchemiczną produkcję złota), Siestrzeniec zetknął się bliżej z Jagiełłą i tak się złożyło, że akurat wówczas królowi potrzebni byli ludzie pokroju Mikołaja. W 1419 roku w Czechach zmarł bowiem tamtejszy król Wacław Luksemburski. Opróżniony tron próbował opanować brat zmarłego, Zygmunt, husyci jednak zaproponowali koronę Jagielle. Sam król nie był temu przeciwny, napotkał jednak zdecydowany opór tak Zygmunta jak i większości swoich dostojników i szlachty, ze względów ideologicznych odrzucających możliwość porozumienia z heretyckimi Czechami. Ponieważ zaś Mikołaj jako burgrabia będziński (i Ślązak z pochodzenia) stykał się zarówno z książętami śląskimi jak i docierającymi tam z Czech nowinkami, które zresztą sam szybko zaakceptował, użyty został przez Jagiełłę w charakterze agenta dyplomatycznego. 
  Już w czerwcu 1421 roku wyruszył burgrabia z tajnym listem Jagiełły do husytów do Pragi, po drodze niejako skłaniając księcia raciborskiego Jana do przepuszczenia przez własne terytorium posłów kursujących z Czech do Polski i odwrotnie. Kiedy jednak książę Jan złamał owo przyrzeczenie i uwięził we wrześniu 1421 roku jedną z takich grup poselskich, Siestrzeniec ponownie wyruszył na Śląsk i nie oglądając się na żadną etykietę dworską wywołał tam straszną awanturę. Rzucił księciu w twarz słowa, iż jeśli nie wypuści z więzienia pojmanych, lada chwila może się spodziewać wielu innych nieproszonych gości z Polski, a kiedy jeden z urzędników Ignacy Mikusz próbował przywołać go do porządku, usłyszał w dość mocnych sformułowaniach, co burgrabia myśli o nim i jego przodkach.
  Obrażony Mikusz dowodził potem, że jest szlachcicem wysoko urodzonym i dobrego pochodzenia, mającym w herbie skórzane portki, natomiast słowa Siestrzeńca skierowane do księcia, niedwuznacznie grożące najazdem, zaniepokoiły go do tego stopnia, iż czym prędzej pozbył się uwięzionych. Oddał ich jednak w ręce Zygmunta, by spór między potężnymi siłami rozstrzygnął się już bez jego udziału, ale to z kolei najmocniej dotknęło właśnie Siestrzeńca, spodziewającego się nieco innego efektu własnych starań.
  Gniew wyładował burgrabia na pierwszych, którzy nawinęli mu się pod rękę, a okazali się być nimi kupcy z Nysy, prowadzący handel z Krakowem. Gdzieś w końcu 1421 lub na samym początku 1422 roku Mikołaj napadł z Będzina na jedną z takich karawan kupieckich, ograbił z towarów, pozabierał konie, pobił ludzi. Narad był typowo zbójecki, ale zawsze można było go tłumaczyć szerokimi względami politycznymi. Poszkodowani mieszczanie wnieśli oczywiście sprawę do sądu i poprzysięgli zemstę.
  Okazja do rewanżu nadarzyła się już w 1423 roku, kiedy to latem Jagiełło wysłał Siestrzeńca z kolejnym poselstwem do husytów. Tym razem rzecz była uzgodniona z samym Zygmuntem Luksemburskim, ale kiedy burgrabia stanął we Wrocławiu, biskup serdecznie odradzał mu dalszej podróży. Ufny w posiadane glejty bezpieczeństwa Mikołaj wyruszył jednak dalej i z wrodzoną sobie przekorą specjalnie zawitał do Nysy. Pomylił się jednak grubo, bo nikt tu na żadne dokumenty nie zwracał uwagi i nie minęło wiele czasu, kiedy rozebrany do koszuli i ograbiony ze wszystkiego znalazł się w więzieniu. Przywykli do szybkich rozpraw z rozbójnikami mieszczanie już w tym momencie przerwaliby na zawsze pasmo wyczynów Siestrzeńca, ten jednak na szczęście dla siebie właśnie za wstawiennictwem biskupa wrocławskiego i po interwencjach Jagiełły u Zygmunta Luksemburskiego, za wysoką kaucją odzyskał wolność. Opuścił Nysę tak jak stał, skarżył  się bowiem w liście do króla, że utracił wszystkie rzeczy. Za poniesione wówczas straty Jagiełło nadał mu później brzegi rzeki Czarnej Przemszy koło Będzina z prawem budowy młynów. Mimo przygody w Nysie dojechał Mikołaj do Czech i w imieniu Jagiełły prowadził tam rozmowy z husytami. 
  Do dziś zachowało się jego sprawozdanie z odbytych spotkań, które po powrocie do Polski złożył na piśmie królowi. Nie upłynęło wiele czasu, kiedy znowu widzimy Siestrzeńca w następnych podróżach dyplomatycznych, w 1424 roku jeździł bowiem zarówno do Zygmunta Luksemburskiego jak i ponownie do Pragi. Był to już jednak kres oficjalnie życzliwej polityki Jagiełły w stosunku do husytów. Właśnie w 1424 roku wydano w Polsce edykt wieluński, przewidujący surowe kary dla wyznawców i zwolenników husytyzmu, zakazujący dostarczania do Czech broni i innych towarów. Teraz już bez wiedzy i zgody króla kanclerz Jan Szafraniec i ci, którzy w husytach nadal upatrywali sojuszników Polski, organizowali kontrabandę. Niby Jagiełło nic o tym nie wiedział, ale w jednym z listów z 1429 roku książę Witold wprost wytknął królowi „popuszczanie cugli takim Szafrańcom, Puchałom i Siestrzeńcom, którzy już prawie publicznie trzymają stronę Husytów”, a co więcej, za wiedzą Jagiełły Siestrzeniec nadal potajemnie jeździ do Czech, znosząc się z najbardziej radykalnym odłamem – Taborytami.
  Tkwiący w tak skomplikowanych układach burgrabia Mikołaj czuł się jednak jak przysłowiowa ryba w wodzie. Liczne podróże nadszarpnęły wprawdzie jego finanse, coraz częściej zaciągał pożyczki, albo też pewien dalszej przychylności króla po prostu rabował. A to niespodziewanie napadł żupników z Wieliczki, a to dokonał kidnapingu uzyskując za dziecko Tomka z Nawojowej spory okup pieniężny, to oskarżył swego kolegę po fachu, burgrabiego zamku Siedlec Bodzantę, o knowania z nieprzyjacielem i sam wymierzając wyrok wyrzucił go z fortecy przywłaszczając sobie jego dochody. Wreszcie zadarł Mikołaj z potężną rodziną Oleśnickich. Geneza tego konfliktu jest oczywiście „husycka”: biskup krakowski Zbigniew z Oleśnicy był głównym w Polsce przeciwnikiem husytów, a jego wpływy rozciągały się już na całe państwo. 
  W początkach 1429 roku zebrał Siestrzeniec grupę zabijaków i najechał zbrojnie biskupie dobra koło Sławkowa, chwytając w niewolę i zakuwając w dyby jednego z wiernych sług Zbigniewa. Nie stawił się oczywiście na wytoczony mu proces, rzekomo chorując w tym właśnie dniu. Od tej chwili wszystko co złego spotka biskupa, spada na głowę Siestrzeńca. Ktoś w 1433 wyciął drzewa w majątku Oleśnickim, pozwany przed sąd zostaje oczywiście burgrabia będziński. Nie ma jednak świadków i sprawa kończy się bez wyroku, a Mikołaj działa dalej i zaraz zarzuca nieszlacheckie pochodzenie bratu biskupa, Janowi z Oleśnicy, marszałkowi Królestwa Polskiego. Zarzut to poważny, ale jeszcze większa dla marszałka zniewaga, niemniej zgodnie z prawem musi przed sądem przedłożyć dowody swojego szlachectwa.
  Ledwo tego dokonał, Mikołaj napadł i uwięził innego z ludzi biskupa, Hińczę z Sarnowa, zagarniając przy okazji do niewoli jego krewnych i domowników. Zwrócił im wprawdzie wolność, ale nie stawia się na terminy sądowe i nie ma zamiaru płacić odszkodowań. Przesyła natomiast na ręce sądu pismo, usprawiedliwiając nieobecność niewolą, do której się wówczas dostał i rzeczywiście wiemy, że uwięził go na krótko Dobko Puchała, pan zamku w Odrze na Morawach. Sprawa owej niewoli jest o tyle interesująca, że Dobko, polski rycerz wsławiony przed laty w bitwie pod Grunwaldem, przez cały czas należał do grona najgorliwszych husytów polskich, będąc po tej linii kolegą Siestrzeńca. Widać w 1433 roku nawet niektórzy szczerze zaangażowani w ruch husycki dość już mieli pomysłów burgrabiego będzińskiego, który coraz bardziej wykorzystywał hasła ideologiczne jako osłonę dla zwykłych wyczynów raubittera. 
  Dobko Puchała uwolnił wprawdzie Siestrzeńca, niemniej w momencie w którym utracił on oparcie wśród liczących się husytów, odmówił mu również swojego poparcia sam Władysław Jagiełło. Po prostu rozzuchwalony w międzyczasie Siestrzeniec zaczął posuwać się za daleko i jego poczynania coraz bardziej godziły w osobę Władysława. W 1429 roku puścił jeszcze król mimo uszu obraźliwe odezwanie się Mikołaja na zjeździe w Łucku, kiedy ten zagroził władcy sprowadzeniem na Polskę najazdu husyckiego, jeśli dojdzie do zawarcia porozumienia z Zygmuntem Luksemburskim. Nie mógł jednak Władysław nie zareagować, kiedy Siestrzeniec rozpoczął produkcję fałszywych dokumentów rzekomych nadań królewskich, opatrzonych podrobionymi pieczęciami i puszczanych w obieg za ciężkie pieniądze.
  Burgrabia zdradzać zaczął (też za pieniądze) tajemnice państwowe do jakich wcześniej był dopuszczony. Wbrew woli króla za pewną sumę wydał Zygmuntowi Luksemburskiemu jeńców tureckich trzymanych w Będzinie. Zapewne niektóre z tych poczynań (a zwłaszcza zdrada tajemnic i konszachty z Zygmuntem były również powodem niechęci do Siestrzeńca Dobka Puchały i jego stronników, w każdym bądź razie miarka się przebrała. 1 marca 1434 roku wytoczono Mikołajowi wielką sprawę przed sądem królewskim. Sądzony był zaocznie, gdyż 
oczywiście osobiście ani myślał się stawić, choć proponowano mu nawet glejt bezpieczeństwa i swobodne opuszczenie sądu bez względu na wyrok. W związku z tym po przypomnieniu szeregu przestępstw Mikołaja odebrano mu burgrabstwo będzińskie i skazano na banicję. 
  Utratę Będzina powetował sobie Siestrzeniec już po kilku tygodniach zajęciem zamku Siedlec, który już raz odebrał burgrabiemu Bodzancie, ale musiał zwrócić.
  Tym razem ofiarą najazdu Mikołaja stała się żona Bodzanty, męża bowiem nie było w domu, kiedy Siestrzeniec na czele trzydziestu szlachty i stu ludzi z pospólstwa dokonał zajazdu, rabując m.in. jej suknie, ubrania, naczynia stołowe, pierścienie, perły, relikwiarze, spuszczając wodę z zamkowego stawu i wybierając ryby. Uzupełniwszy swój oddział do stu szlachty w lecie 1434 roku w dwieście koni napadł okrutnie należące do biskupa Oleśnickiego majątki pod Sławkowem, puścił z dymem cztery wsie i poczynił szkody na olbrzymią kwotę 4 tys. grzywien. Sprzyjał mu wówczas pewien zamęt po zgonie Jagiełły (w czerwcu 1434) i ścieraniu się różnych koncepcji w sprawie obioru na króla Władysława III (Warneńczyka), ale tylko do czasu.
  Nie przebrzmiało jeszcze echo jego wyczynu pod Sławkowem, kiedy dokonał kolejnej napaści na majątki przedstawiciela stronnictwa biskupa Oleśnickiego, jego szwagra, kasztelana sądeckiego Krystyna z Koziegłów. Tym razem jednak trafił swój na swego. Kasztelan Krystyn był bowiem nie tylko posiadaczem jednej z największych fortun w ówczesnej Małopolsce (kiedy zmarł, pozostawił w spadku dwa miasta, cztery zamki i ponad trzydzieści posiadłości wiejskich), ale także człowiekiem Marsa. Od młodości brał udział w wojnach z Zakonem Krzyżackim, a w 1431 zasłużył się w czasie tłumienia tzw. powstania Świdrygiełły na Litwie. Miał wreszcie kasztelan pewne doświadczenie w postępowaniu z osobami pokroju Siestrzeńca, akurat bowiem wówczas potrafił siłą utemperować największego pieniacza ziemi sanockiej, miecznika Fryderyka. 
  Podobnie też zareagował Krystyn na najazd Siestrzeńca. Wniósł oczywiście sprawę do sądu, ale przede wszystkim zorganizował prywatną wyprawę odwetową. Na czele swych krewnych i własnym kosztem zorganizowanego wojska wkroczył na Śląsk, z którego to terenu najechał na niego Siestrzeniec, zajął Gliwice i przez kilka tygodni strasznie pustoszył księstwa opolskie, raciborskie, cieszyńskie i oświęcimskie, nie zważając już, czy karze faktycznych winowajców, czy łupi niewinnych.
  I nie wiadomo jak długo rozsierdzony kasztelan prowadziłby swoją prywatną wojnę z kilkoma władcami śląskimi, gdyby ci – nie czując się na siłach stawić mu czoła – nie przybyli na dwór młodego króla Władysława III prosząc o interwencję. Dopiero prośby króla i panów koronnych skłoniły Krystyna do uznania, że dał już wystarczającą lekcję Ślązakom i do przyjęcia warunków rozejmowych ułożonych na zjeździe w Będzinie. Wśród zapadłych tam postanowień znalazł się oczywiście punkt zabraniający władcom śląskim udzielania schronienia i jakiegokolwiek poparcia Siestrzeńcowi, uznanemu za sprawcę wszystkich nieszczęść i burzyciela powszechnej spokojności.
  Prywatna wojna kasztelana Krystyna podziałała zastraszająco na głównego sprawcę. Po raz pierwszy bowiem ktoś odpowiedział mu na nieprawości takim samym, a nawet zwielokrotnionym postępowaniem, zastraszając skutecznie wszystkich tych, którzy mogli mu jeszcze okazywać swoją pomoc.  Osaczonemu ze wszystkich stron Mikołajowi nie pozostało więc nic innego jak tylko pogodzić się ze stronnictwem Oleśnickiego. Po wstępnych pertraktacjach uczynił to 12 stycznia 1435 roku na tej zasadzie, że wszystko co miało miejsce do tej pory obie strony puściły w niepamięć, a z Siestrzeńca zdjęto piętno banity. 
  Od 1435 roku nie słyszymy też więcej o jakichś rabunkach czy napadach podejmowanych przez Siestrzeńca. Zarzucił husyckie poglądy, od których rozpoczął swoją karierę, nie był nawet członkiem tzw. konfederacji korczyńskiej, która w 1439 roku – grupując również ludzi o takim światopoglądzie – stanęła do otwartego starcia zbrojnego z biskupem Zbigniewem. Wręcz przeciwnie, w 1436 roku był nawet starostą w małopolskim Przedborzu, a w roku następnym burgrabią w Rabsztynie. W końcu osiadł w swoich dobrach pod Będzinem, chociaż widać, iż bardzo trudno było mu tak nagle zrezygnować z dotychczasowego awanturniczego trybu życia.
  Znalazł jednak nowy sposób dawania upustu rozpierającej go energii, tym razem pozywając przed sąd i procesując się z każdym, kto mu się naraził. Byli to na ogół sąsiedzi i osoby, z którymi miewał zatargi o majątki czy długi, ale nie zabrakło i członków jego własnej rodziny a nawet księcia opolskiego Bernarda, od którego domagał się jeszcze w 1442 roku jakichś dokumentów związanych z ugodą będzińską z 1434. Możliwe, że chodziło tu o ostateczne zdjęcie z Siestrzeńca ciągnącej się w ślad za nim opinii herszta rozbójników.
  Ostatni okres swojego życia przepędził więc Mikołaj jako stateczny ziemianin, bowiem z jednej
strony prowadzone przez niego ciągłe sprawy sądowe były niczym w porównaniu z wcześniejszymi występkami, z drugiej zaś takich sądowych pieniaczy pełno było w każdej okolicy… Kiedy jednak zmarł między 23 kwietnia a 10 maja 1443, na pewno odetchnięto nieco z ulgą w Małopolsce, chociaż nie na długo, jako że ludzi o podobnych charakterach wcale nie trzeba było szukać wówczas ze świecą.
 

css templates