Mikołaj
Herb Mikołaja - Lis
Wojewoda krakowski z możnego rodu Lisów był postacią nietuzinkową, drżały przed nim nawet koronowane głowy. Powiadano bowiem, iż „na pośmiewisko wystawiał książąt przez dowolne mianowanie ich i dowolne strącanie z tronu”.
W galerii możnowładców Polski średniowiecznej postać naszego bohatera zajmuje miejsce zgoła wyjątkowe. Był ostatnim z wielkich wojewodów, których poczynania nadawały ton ówczesnemu życiu politycznemu i jedynym, który doczekał się z ust historyków określeń typu „polski Warwick” czy „twórca królów”. Za jego bowiem czasów przynajmniej pięciokrotnie zmieniali się rządzący w Krakowie Piastowie, mający poprzez to pretensje do zwierzchniej władzy nad całą Polską. Z owych książąt dwóch utraciło tron nie mogąc dojść do porozumienia z potężnym wojewodą, także dwóch sam wojewoda wyznaczył do objęcia
rządów. Współczesny kronikarz krakowski nazywał go „mężem ogromnej rzetelności”, „pierwszym dostojnikiem dworu, sławnym Mikołajem”, przeciwnicy natomiast oskarżali o pychę, lekceważenie i „podeptanie wielkości znakomitych ludzi”. Sam władca Wielkopolski Mieszko III zwany Starym uważał go przez dłuższy czas za wroga nr 1, mówiąc o nim, iż „na pośmiewisko wystawiał książąt przez dowolne mianowanie ich i dowolne strącanie z tronu”. Był więc Mikołaj postacią nietuzinkową, mającym poza tym i to szczęście, że akurat za jego czasów żył i obserwował toczące się wydarzenia sam Mistrz Wincenty zwany później Kadłubkiem, późniejszy biskup krakowski i kronikarz. To właśnie przede wszystkim dzięki niemu i jego kronice możemy dziś, po blisko 800 latach, tak wiele powiedzieć o Mikołaju.
Młodość przyszłego wojewody – tak jak i większości żyjących wówczas ludzi – pozostaje dla historyka tajemnicą, której już nigdy nie przeniknie. Ustalić co najwyżej można, że urodził się najpóźniej w 1140 roku jako jeden z synów Stępoty, przedstawiciela możnego rodu Lisów (mającego potem w herbie podwójne krzyżowaną strzałę). Młodszym bratem Mikołaja był Pełka, przeznaczony do stanu duchownego, z którym jeszcze niejednokrotnie przyjdzie nam się zetknąć. Zapewne stosunkowo wczesna śmierć ojca spowodowała, że życiową edukację przeszedł Mikołaj u boku znacznie starszego brata stryjecznego Szczepana, zwanego Magnusem (a więc Wielkim bądź Starym). Przy nim właśnie miał okazję zetknąć się z wielką polityką. Szczepan należał bowiem do grona urzędników rządzących kolejno po sobie w Krakowie seniorów dynastii Piastowskiej książąt Bolesława Kędzierzawego (1148-1173) i Mieszka III Starego (1173-1177).
Spowinowacony (przez żonę) z najpotężniejszymi rodzinami możnowładczymi, Szczepan razem z nimi kreował się na przywódcę rycerstwa małopolskiego, próbując nawet w 1168 roku usunąć z tronu Bolesława Kędzierzawego. Spiskowcy zjechali się wówczas do Jędrzejowa, gdzie pod pozorem nadań dla miejscowego klasztoru rozważali możliwość powołania na tron najmłodszego z synów Bolesława Krzywoustego, Kazimierza zwanego Sprawiedliwym. Kazimierz jednak – o dziwo – odmówił i cała sprawa upadła. Zjazd jędrzejowski był jednak pierwszym wydarzeniem, przy okazji którego poznajemy Mikołaja. Z zachowanych dokumentów widać, iż stał jeszcze jakby na uboczu, skromnie nazwany tylko bratem Szczepana, obserwując poczynania wielkich możnych i niewątpliwie wyciągając wnioski na przyszłość.
Co nie powiodło się opozycji możnowładczej w 1168 roku, udało się w dziewięć lat później. Po śmierci Kędzierzawego nowym władcą w Krakowie został Mieszko III Stary, ostatni książę, który chciał rządzić sam, bez oglądania się na swoich poddanych. Nic więc dziwnego, że po czterech latach w 1177 roku, nagły przewrót pozbawił go władzy. Tym razem przywódcami opozycji byli biskup krakowski Gedko z rodu Powałów i właśnie Szczepan Magnus. Widać skutecznie namawiali oni Kazimierza Sprawiedliwego, skoro ten pojawił się w Krakowie i wynagradzając byłych spiskowców, mianował m.in. Szczepana swym najwyższym urzędnikiem, tj. wojewodą krakowskim. Co w tym czasie robił nasz Mikołaj, tego niestety nie wiemy, przypuszczać tylko można, że szedł krok w krok ze Szczepanem i wkrótce sowicie mu się
to opłaciło. Nie przeminęło bowiem jeszcze na dobre echo buntu przeciwko Mieszkowi, gdy niespodziewanie wybuchł konflikt między niedawnymi przywódcami opozycji, biskupem Gedką i Szczepanem. Tym razem jednak przyczyna nie leżała w jakichś powodach politycznych, ale w prywatnych sprawach Szczepana, konkretnie zaś w fakcie, iż stał się on bigamistą, za życia pierwszej żony poślubiając drugą. Biskup, jako urzędnik przede wszystkim kościelny, nie mógł przejść nad tym do porządku dziennego i kiedy nie pomogły napomnienia, zastosował dość oryginalną metodę walki z „rozpustnym” wojewodą, ilekroć od tej pory wojewoda Szczepan wjeżdżał do Krakowa, biskup ostentacyjnie wyjeżdżał drugą bramą, każąc przy tym bić ze wszystkich sił w dzwony kościoła. Taka nienormalna sytuacja długo jednak trwać nie mogła i wszystko wskazuje na to, iż Szczepan musiał się po prostu podać do „dymisji”, stając się tym samym jednym z prekursorów wszystkich tych polityków, których kariery przekreśliły skandale obyczajowe. Usuwając się w cień miał jeszcze tyle do powiedzenia, że utrzymał w rękach Lisów urząd wojewody krakowskiego, stawiając na swoje miejsce właśnie naszego Mikołaja. Było to wyjście kompromisowe i dla biskupa Gedki, tym bardziej, że zapobiegliwi Lisowie również w kapitule krakowskiej umieścili już wcześniej jednego ze swych zdolniejszych przedstawicieli, poznanego wyżej Pełkę, brata Mikołaja. Także i on piął się szybko po szczeblach kariery, przed 1185 rokiem obejmując godność dziekana krakowskiego, a więc drugiej po biskupie osoby w całej diecezji. Osoba Mikołaja miłą być musiała i dla księcia Kazimierza, postaci, co tu ukrywać, nie najwyższych lotów, miłośnika hazardu, dogłębnego znawcy piwa i wina. Energiczny Mikołaj (energią kipiał przez całą swą późniejszą działalność, trudno więc sądzić, by przedtem
było inaczej), pochodzący z rodu, który wyniósł księcia wysoko i wreszcie jego równolatek (co nie jest bez znaczenia w podobnym rozumieniu wielu spraw) już wcześniej musiał być faworytem władcy. Jeżeli więc kandydatura Mikołaja wywoływała sprzeciw, to tylko u części nie związanych z Lisami możnych, obawiających się długotrwałej dominacji tego rodu.
Nie znamy dokładnej daty przejęcia przez Mikołaja palacji krakowskiej (czyli urzędu wojewody). Pojawił się jako wojewoda po raz pierwszy w 1182 roku, kiedy to wspólnie z księciem i wojskami małopolskimi wyruszył na Ruś, w celu przywrócenia tronu w Brześciu Świętosławowi, synowi księcia Mścisława Chrobrego i Agnieszki, siostry Kazimierza Sprawiedliwego. Interwencja ta nie cieszyła się popularnością wśród rycerstwa małopolskiego, głośno było m.in. o niepewnym pochodzeniu Świętosława. Niespodziewanie dowiadujemy się jednaj, że opinia społeczna zwróciła się przeciwko wojewodzie Mikołajowi. Jak zanotował kronikarz: „rozległ się głośny pomruk buntu i zwrócił przeciwko Mikołajowi, pierwszemu dostojnikowi pałacu książęcego. Oburzano się bowiem, że popadł w tę głupotę, że bronił sprawy jakiegoś bękarta, że dla marnego zysku tak świetną sławę Lechitów wydał na niebezpieczne tak podłe frymaczenie. Nie brak było takich, którzy uporczywie twierdzili, że on umawiał się z nieprzyjacielem na zgubę wojsk”. Relacja ta pozwalała się zorientować, że myśl podjęcia interwencji na wschodzie zrodziła się w głowie wojewody, a jeśli książę swoją zgodą i obecnością firmował ją jako politykę państwową,
to świadczy to tylko o decydującym już wówczas głosie Mikołaja w najważniejszych sprawach. Praktycznie można więc powiedzieć, że bardzo szybko wojewoda stał się faktycznym kierownikiem państwa, tak samo jak szybko ociężały Kazimierz grawitował w kierunku stania się marionetką w jego rękach.
Pod Brześciem, w obliczu nadciągającej armii ruskiej, zdołano opanować sytuację w buntującym się wojsku, niemniej zrodzona wówczas (lub istniejąca od samego początku) opozycja pewnych kręgów możnowładztwa wobec wojewody istniała nadal. Piszący o tych sprawach wszystkowiedzący kronikarz dodał znamienne słowa: „Wszelako tak świetna sława, ile łask zjednała komesowi Mikołajowi, tyle wzbudzała zazdrości. Niektórzy bowiem ludzie nie mogąc w sobie wyrobić dzielności, w innych ją prześladują”. W miarę upływu czasu niechęć ta przybierała na sile, tym bardziej, że i sam Mikołaj umiejętnie wzmacniał własne pozycje. Niewątpliwie dzięki jego zabiegom w 1185 roku, po śmierci dotychczasowego biskupa krakowskiego Gedki, miejsce jego zajął brat wojewody, Pełka. Dzięki temu Lisowie trzymali już teraz w swoich rękach dwa kluczowe w ówczesnym życiu stanowiska, ale o ich całkowitej supremacji w Małopolsce możemy mówić dopiero po roku 1190. Właśnie wówczas doszło do najostrzejszych wystąpień przeciwko wojewodzie przerodzonych w bunt przeciwko Kazimierzowi Sprawiedliwemu.
Kanwą do nowych wystąpień ponownie stała się interwencja księcia i wojewody na Rusi. W 1189 roku Mikołaj, dowodząc samodzielnie wojskami małopolskimi, osadził na tronie w Haliczu byłego księcia tej ziemi, Włodzimierza, usunąwszy stąd wpierw Andrzeja, syna króla węgierskiego Beli III.
Zerwanie sojuszu z Węgrami stało się najważniejszym pretekstem do wystąpień przeciwko wojewodzie. Jednoznaczne są tu jednak słowa kronikarza, według którego 70 „satrapów”, którzy „sprzysięgli się na obalenie tego filaru” (tj. Mikołaja) doskonale wiedziało, „że dopóki Kazimierz istnieje, tamten upaść nie może”. Chcąc obalić wojewodę, uderzono więc w Kazimierza. „gdy książę zajęty był sprawami w odległych okolicach, kłamliwie rozgłaszają, że został zgładzony, różne też zmyślają przyczyny śmierci”. Po krótkim oporze, kierowanym przez biskupa Pełkę, w ręce buntowników dostał się Kraków, gdzie też rychło pojawił się przyzwany przez nich Mieszko Stary. Niewiele jednak było potrzeba czasu Kazimierzowi i Mikołajowi, by stłumić to wystąpienie. Pognębienie buntowników było ostateczne, a najlepiej o tym świadczy fakt, że do końca nie słyszymy już o jakichś wystąpieniach możnych przeciwko wojewodzie. Pomyślne rokowania pokojowe z Węgrami, przeprowadzone wkrótce osobiście przez Mikołaja i biskupa Pełkę, wpłynęły tylko dodatkowo na wzmocnienie pozycji Lisa.
Sytuacji nie zmienił nagły zgon Kazimierza Sprawiedliwego w 1194 roku. Spór o to, czy wybrać nowym księciem nieletniego syna Kazimierza, Leszka Białego, czy też zawezwać do Krakowa oczekującego na to Mieszka Starego, bracia rozstrzygnęli szybko i w dość bezwzględny sposób. Sami popierając Leszka podzielili między siebie role tak, iż biskup – jak widać wytrawny dyplomata – dyskusją przekonywał zebranych, zaś Mikołaj, wyczekawszy odpowiedniej chwili, wkroczył na salę obrad i pogratulował wszystkim „jednomyślnego” wyboru. Trudno nie odnieść
wrażenia, że zebrani w komnacie zwolennicy Mieszka Szybko zmienili zdanie na widok „argumentów” wojewody, które weszły wraz z nim, pobrzękując mieczami. Elekcja zmieniła się więc praktycznie w zamach stanu, ale do utrwalenia dyktatury wojewody było jeszcze daleko. Pozostawał bowiem zawiedziony konkurent, Mieszko Stary, którego – jak donosi kronikarz – po usłyszeniu wiadomości z Krakowa „z bolesnego oburzenia aż rzuciło na ziemię”. Wiedział stary książę, dlaczego przegrał, a plany Mikołaja i Pełki ujął w lapidarnym zdaniu: „Dziecko wybierają na księcia, aby pod tym pozorem oni sami nad samymi panującymi panowali”.
O faktycznym zwycięstwie jednej ze stron rozstrzygnąć miała jednak dopiero wielka bitwa nad rzeczką Mozgawą koło Jędrzejowa, w której stanęły naprzeciw siebie z jednej strony wielkopolskie oddziały pod osobistym dowództwem Mieszka III, z drugiej zaś wojska małopolskie dowodzone przez Mikołaja, wspomagane ruskimi posiłkami księcia włodzimierskiego Romana. W samym klasztorze jędrzejowskim zamknął się biskup Pełka, wznosząc modły o pomyślność dla brata.
13 września 1195 roku doszło do bratobójczego starcia, które nie bez podstaw od dawna uważane jest za największą bitwę Polski okresu rozbicia dzielnicowego. Poszły w rozsypkę posiłki ruskie, unosząc rannego Romana, po stronie przeciwnej padł syn Mieszka Bolesław, sam książę, również ranny, opuścić musiał plac walki. Nawet dziś, po wiekach, nie wiemy, kto wygrał tę bitwę. Zadowolić się trzeba stwierdzeniem, że starcie nad Mozgawą przekreśliło szanse na zajęcie Krakowa przez Mieszka, gdzie – znów przywołajmy opinię kronikarza – wojewoda Mikołaj i biskup Pełka ‘z niektórymi dostojnikami wzięli na siebie starania o Rzeczpospolitą, zarząd jej powierzając zdolnym i zaufanym urzędnikom”.
Na kilka lat zapanował spokój w kraju, a teoretycznie władzę w księstwie Leszka Białego sprawowała regencja złożona z Heleny, wdowy po Kazimierzu i matki Leszka, oraz wojewody i biskupa. W praktyce były to jednak rządy Mikołaja, który m.in. spłacił wkrótce zaciągnięty nad Mozgawą dług wdzięczności wobec księcia Romana, pomagając mu w opanowaniu tronu w Haliczu.
W okresie od Mozgawy aż po wyprawę halicką istotnym przemianom uległo jednak stanowisko księżnej Heleny. W pierwszych dniach po bitwie górowała wdzięczność do wojewody za uratowanie panowania syna w Krakowie, później górę wzięła chęć uzyskania dla niego faktycznej władzy. Pilnie śledzący sytuację Mieszko Stary nie przepuścił takiej okazji, nawiązując kontakt z księżną i obiecując jej przysłowiowe złote góry. Posunął się nawet tak daleko, że zaproponował w zamian za tron krakowski usynowić Leszka i zapewnić mu dziedziczenie po sobie nie tylko w Małopolsce, ale i w Wielkopolsce. Zachęcona taką perspektywą Helena w 1199 roku zgodziła się ustąpić Mieszkowi Kraków, prawdopodobnie starając się postawić Mikołaja przed faktami dokonanymi. Książę Mieszko faktycznie zjechał do Małopolski i dopiero wówczas okazało się, jak niewiele księżna-wdowa miała do powiedzenia w Krakowie. Nie upłynęło nawet kilka miesięcy, kiedy wojewoda ponownie zdetronizował Mieszka. Przyszło to mu o tyle jeszcze łatwo, że wprawdzie wcześniej władca wielkopolski wiele obiecywał, kiedy jednak zasiadł w Krakowie, zapomniał o danych przysięgach. Na fali narastającego rozgoryczenia nietrudno już było Lisowi pozbyć się piastowskiego konkurenta.
Odczuwszy po raz kolejny na sobie potęgę wojewody i jego stronników, Mieszko w ciągu krótkiego czasu dokonał przewartościowania wszystkich swych zamierzeń. Chęć panowania w Krakowie była tak silna, że już obojętnym mu było, w porozumieniu z kim i na jakich zasadach go zdobędzie. Ponieważ nie mógł tam panować bez poparcia wojewody, ten zaś ani myślał takiego poparcia mu udzielić, stary książę obmyślił plan dyplomatycznej gry, którą śmiało można nazwać
największym bluffem (XII stulecia). Oczyszczając się przed Heleną z zarzutu niespełnienia obietnic, winą za to obarczał Mikołaja, który rzekomo mu w tym przeszkadzał. Ponowił, a nawet rozszerzył propozycje ustępstw na rzecz Leszka, ale pod warunkiem, iż Helena skaże wojewodę, „wspólnego wszystkim wroga” na wygnanie.
Nie miała księżna żadnych oporów przyjmując ten warunek, bowiem Mikołaj – znów przywołajmy opinię kronikarza – „w tym czasie znienawidzony był przez tę niewiastę, chociaż w innym czasie bardzo go szanowała jako męża rozumnego, we wszystkich sprawach dzielnego i ze wszystkich najżyczliwszego”. Wydając wyrok skazujący wojewodę na wygnanie, osiągnęła Helena jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Głęboko urażony palatyn nie myślał bynajmniej dobrowolnie poddawać się wyrokowi i „w licznym towarzystwie serdecznych przyjaciół” zjawił się niespodziewanie dla księżnej w obozie Mieszka III, oczekującego takiego właśnie biegu wypadków. Wzajemne rozmowy dwóch niedawnych przeciwników były krótkie: Mikołaj wydał księciu wielkopolskiemu Kraków, ten zaś zrezygnował z dążeń do samowładztwa. Helena, jeszcze przed chwilą widząca się w roli matki przyszłego władcy większości ziem polskich, wynosiła z tej konfrontacji dzielnicę męża uszczuploną o ziemię krakowską.
Układ Mieszka z Mikołajem – choć przyniósł mu upragnione rządy senioralne – był w zasadzie kapitulacją księcia wobec możnych, niezachwiana pozostała w zasadzie tylko pozycja wojewody. Kontemplując się samym faktem posiadania Krakowa Mieszko przebywał głównie w Wielkopolsce, w samym Krakowie nadal rządził Mikołaj i jego ludzie.
Śmierć Mieszka III w 1202 roku otworzyła kolejny, tym razem już ostatni, rozdział w życiu
wojewody. Tak jak po zgonie Kazimierza, tak i teraz następcę zmarłego księcia miały wybrać kręgi rycerstwa krakowskiego. Większość sympatii kierowała się w stronę przebywającego w Sandomierzu pełnoletniego już Leszka Białego. Wojewoda Mikołaj, mając żywo w pamięci sposób, w jaki potraktowała o matka Leszka i jej otoczenie, zgodził się pozornie z propozycją większości, ale wybór obwarował pewnymi zastrzeżeniami. Przede wszystkim żądał, by Leszek usunął ze swego dworu wojewodę sandomierskiego Goworka, a w żądaniu tym – obok rewanżu za postępowanie Heleny w 1199 roku – kryły się również głębsze pobudki. Mikołaj słusznie mógł się obawiać, że przy Leszku jego miejsce zająłby Goworek, w ówczesnej administracji państwowej nie było bowiem miejsca w jednej dzielnicy dla dwóch wojewodów. Żądając usunięcia Goworka Mikołaj dawał wprost do zrozumienia, że w wypadku przejęcia przez Leszka tronu w Krakowie zmuszony będzie on uznać przewagę Lisa. Historycy od dawna są zgodni, że postawione warunki to pierwsze w naszych dziejach jakby Pacta Conventa, czyli układy umowne zawierane w dobie nowożytnej między szlachtą a nowo obieranym królem,
dotyczące zatwierdzenia przez niego praw i przywilejów, przyjęcia narzuconej linii w polityce zagranicznej itd. Rzecz nie miała więc precedensu w przeszłości i nic dziwnego, że Leszek Biały odmówił warunkom wojewody, rezygnując z tronu krakowskiego. Z chęcią natomiast przyjął taką propozycję i warunki Mikołaja inny książę, Władysław Laskonogi, syn Mieszka Starego. Kronikarz zanotował, że nowy władca był łagodny i szczodry, oczywiście w stosunku do swoich zwolenników: Mikołaja i jego stronnictwa.
Jak już powiedzieliśmy, przeforsowanie kandydatury Laskonogiego na księcia krakowskiego było już ostatnim z większych działań wojewody. Mikołaj, po około ćwierćwiecznej działalności, zmarł w 1206 roku, a zgon człowieka, z którym bardzo poważnie liczyć się musieli wszyscy książęta piastowscy, stał się sygnałem do generalnych przetasowań tak na urzędach krakowskich jak i na tamtejszym tronie. Pozbawiony poparcia Władysław Laskonogi z dnia na dzień musiał
uchodzić z Krakowa, a wszyscy ci, których zmarły wojewoda żelazną ręką zmuszał do posłuchu, natychmiast otworzyli bramy grodu krakowskiego przed Leszkiem Białym. Pozbawieni swego wybitnego przywódcy Lisowie i ich sojusznicy, kierowani teraz przez biskupa Pełkę, nie mogli już sterować pod prąd i również musieli opowiedzieć się za nowym władcą. Niewiele im to jednak pomogło. Póki żył biskup Pełka, względy na niego hamowały ostrzejsze wystąpienia dawnych przeciwników jego brata, kiedy jednak biskup zmarł w rok po Mikołaju, moment ten stał się sygnałem do jawnych wystąpień przeciwko Lisom i ich sympatykom. W konsekwencji większość rodowców Mikołaja uszła na Śląsk i na dłuższy czas zniknęła z życia politycznego Małopolski.