Aleksander Józef Lisowski


Herb Lisowskich - Jeż


Był jednym z tych niespokojnych duchów, którzy z szablą i muszkietem w ręce budowali zręby fortuny własnej a czasem i swych państw.

 Urodził się w rodzinie szlacheckiej i jak tysiące jemu podobnych, w służbie żołnierskiej szukał swego miejsca na ziemi. Gdy zmarł, sądzono że zaważy to na losach Polski i Moskwy. Jego śmierć odnotowali politycy oraz poeci, jednym z nich był anonimowy autor „Pieśni na pamiątkę nieśmiertelną pułkownika Króla Jegomości niezwyciężonego Józefa Aleksandra Lisowskiego”:

Był za Zygmunta III
Króla pana dzisiejszego
Mąż jeden serca wielkiego
Józef Lisowski miał na imię
Które po wsze czasy słynie.

W istocie należał do postaci, o których pamięć przetrwała nie tyle w następstwie własnych
czynów ile postawy następców. Ludzi tylko po części z nim związanych i w niewielkim stopniu przez Lisowskiego ukształtowanych. Zrządzeniem losu utworzona od jego nazwiska nazwa „lisowczycy”, która wśród współczesnych budziła najgorsze skojarzenia, traktowana jest niekiedy jako synonim sprawności żołnierskiej i określenie nieustraszonego obrońcy granic. 
  Lisowscy herbu Jeż (byli bowiem i Lisowscy pieczętujący się herbem Leliwa, Lis, Lubicz, Nowina czy Ślepowron), wywodzili się z Prus Królewskich ze wsi Lisewo. W połowie XVI wieku przenieśli się do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Swe losy związali z potężnym domem Kiszków, a jeden z nich, Jan Lisowski, towarzyszył wojewodzicowi witebskiemu Janowi Kiszce w jego podróży po Europie. Wraz z nim był w Hiszpanii, Francji, Niemczech, Szwajcarii i Włoszech. Po powrocie do Litwy osiadł na wsi, ożenił się i został ojcem trzech córek i dziewięciu synów. Data małżeństwa i narodzin dzieci nie jest znana. W odniesieniu do Aleksandra Józefa Lisowskiego biografowie przypuszczają, że przyszedł na świat w roku 1575, choć wydaje się, iż datę należałoby przesunąć o około 5 lat, na rok 1580.
  Nic nie wiadomo o dzieciństwie chłopca. O tym, że musiał się uczyć, i to pod kierunkiem dobrych nauczycieli, świadczą pełne ekspresji listy z dorosłego okresu życia. Pierwsze pewne wiadomości pochodzą z przełomu wieków kiedy wyróżnił się w toku działań, które Jan Zamoyski prowadził przeciwko Michałowi Walecznemu. A później, zasmakowawszy w rzemiośle wojennym zaciągnął się w szeregi chorągwi husarskiej Szczęsnego Niewiarowskiego i wraz z nią wyruszył do Inflant na rozpalającą się wojnę ze Szwedami. Wątpliwe jest aby, jak chcą badacze, pełnił funkcję porucznika. Z pewnością zyskał znaczny autorytet choć nie wiadomo jak go budował. Czy jego źródłem obok odwagi było przodowanie w oporze, a jak powie Jan Karol Chodkiewicz w buncie wojska, czy też dramatyczne położenie walczących jedynie ujawniło miejsce jakie Lisowski zajmował w wewnętrznej hierarchii żołnierskiej? W każdym razie, gdy w roku 1604 oddziały odmówiły kontynuowania walki do czasu otrzymania zaległego żołdu, Aleksander Józef Lisowski uważany był za ich przywódcę. „Pryncypałem ich Lisowski, człek bezbożny i buntowniczy – pisał 10 grudnia 1604 roku Jan Karol Chodkiewicz. On tej konfederacji powodem, jego i teraz fabryka, że się rozeszli”.
  Wydarzenia dwu następnych lat są prawie nieznane. Zapewne czas jakiś Lisowski przebywał wśród skonfederowanych. Zapewne w tym właśnie okresie został skazany na infamię (w dawnym prawie polskim: kara polegająca na sądowym pozbawieniu czci i praw obywatelskich; niesława), choć nie wiadomo za jakie winy. W każdym razie nie zmieniło to jego trybu życia. W 1607 roku pojawił się w szeregach rokoszan – wśród ludzi zaciągniętych przez Janusza Radziwiłła, marszałka rokoszu Zebrzydowskiego i osobistego przeciwnika Jana Karola Chodkiewicza. Pod Guzowem walczył na czele kozackiej chorągwi. Po doznanej klęsce ruszył w ślad za Radziwiłłem w okolice Klecka. Miejsca jednak w służbie książęcej nie zagrzał, bowiem już u schyłku roku 1607 był pod Starodubem, w obozie kolejnego „cudownie uratowanego” pretendenta do tronu carskiego, kolejnego Dymitra – powszechnie zwanego Szalbierzem, Łżedymitrem lub Worem tuszyńskim (od ros. wor – złodziej; Tuszyno – podówczas miejscowość w pobliżu Moskwy, gdzie Dymitr założył obóz). W życiu Lisowskiego stało się to jednak momentem przełomowym, bowiem zwykła w chwilach gwałtownych przemian społecznych możliwość działania jaką zyskiwali ludzie nowi i obdarzeni talentem, możliwość, którą Lisowski wykorzystał, przekształciła go z podrzędnego awanturnika w znakomitego dowódcę a z czasem i obywatela. 
  Wiosną 1608 roku na czele kilkuset ludzi (później ich liczba wzrośnie) opuścił obóz i ruszył do ziemi riazańskiej, by tam zyskiwać poparcie dla „cara Dymitra”. Pozornie szaleńcza, przecież znaczona zwycięstwami wyprawa dotarła jednak pod Astrachań. Jeden z podkomendnych Lisowskiego, Janusz Kleczkowski wspominał później, że myślano o przedarciu się do Persji by wspomóc ją w walce z Turcją, ale nie zdołano rozwiązać problemu przeprawy. „Byłać ochota i do Persji, i z tym narodem ku dobrej nachylonym wierze zwarłszy się, dziedzicznemu nieprzyjacielowi imienia naszego, Turczynowi w oczy zakoliwszy zastąpić, ale Morza Kaspijskiego głębokie nurty i niedościgłe okiem brzegi, nadzieję przebycia odjęły”.
  Wiosną roku 1609 Lisowski – co prawda przez Łżedymitra – tytułowany był wojewodą! W roku 1610 przeszedł na stronę królewską, przybył do obozu wojsk oblężniczych pod Smoleńskiem, wstąpił na służbę Zygmunta III i Rzeczypospolitej.
  W roku 1611 obradujący w Warszawie sejm walny koronny uchwalił „zniesienie infamii z urodzonego Aleksandra Józefa Lisowskiego”.
  W następnych latach Lisowski wykonując polecenie króla, podjął się przygotowania wybrańców brzeskich do kolejnej wyprawy moskiewskiej. Bronił Zawołocza i Newla, choć kwota jaką na ten cel otrzymał nie była na miarę potrzeb. W rezultacie człowiek, który niedawno przewodził buntującym się z racji nie wypłacania żołdu, teraz „ledwie nie krwawie prosząc” zatrzymywał żołnierzy w służbie na kolejne tygodnie.
  W roku 1613 próbował utrzymać w wierności dla królewicza Władysława „obranego cara”, ziemię nowogrodzką. W tym czasie też został powołany przez szlachtę połocką na funkcję rotmistrza. Jego głównym zadaniem była ochrona spokojnego bytu mieszkańców.
  Latem 1614 roku Lisowski wykonując polecenie hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza, bierze udział w wyprawie starosty orszańskiego Andrzeja Sapiehy pod Smoleńsk i przeprowadza przez pierścień otaczających twierdzę wojsk carskich transport żywności.
  W 1615 roku za wiedzą i aprobatą królewską rozpoczyna swą najśmielszą wyprawę.
  W styczniu zwrócił się do „ludzi bez służby wojskowej będących” by stawali pod jego sztandarami. Zebrało się około 600, przeważnie Kozaków (430), z których utworzono 6 chorągwi. Następnie dołączyła niemiecka chorągiew rajtarska (100 ludzi oraz około 300 wolontariuszy), których przyprowadził niejaki Ruśkiewicz. Sposób tworzenia owego oddziału zasługuje o tyle na uwagę, iż dowodzi, że i uzbrojenie i sposób walki musiały być podobne, nawet takie same jak w całym wojsku koronnym czy litewskim. A ponadto, iż uprzednio żadnego pułku lisowskiego (lisowczyków) nie było. Nadawane wojsku czy większym samodzielnym jednostkom nazwy wywodzone bowiem były od miejsca toczonych walk (np. wojsko inflanckie, tj. walczące wInflantach) bądź od nazwiska dowódcy (np. sapieżyńcy – podkomendni Jana Piotra Sapiehy, zborowczykowie – Aleksandra Zborowskiego). Lisowczycy w oczach ogółu – ale i swoich własnych – mogli zatem zaistnieć z chwilą kiedy Lisowski dowodził przez jakiś czas poważniejszym oddziałem i ten zwrócił na siebie uwagę.   
  Sama wyprawa rozpoczęła się w kwietniu. Bez powodzenia próbowano zdobyć Briańsk. Pokonano pod Karaczewem odsiecz, którą prowadził kniaź Jurij Szachowski. Stoczono zaciętą nierozstrzygniętą bitwę pod Orłem z oddziałami Dymitra Pożarskiego, który aby osłonić kraj przed terrorystyczną działalnością lotnych chorągwi Lisowskiego wstrzymał marsz pod Smoleńsk. Następnie przez Peremyszl, Rżew, omijając Moskwę, oddziały dotarły w pobliże Mordwińców (koło Sarańska) zamierzając podobno – przynajmniej tak pisał Lisowski – przedzierać się „ku Morzu Lodowatemu”. Na przeszkodzie tym planom stanęła podobno zdrada Ruśkiewicza, który porzucił towarzyszy i uciekł z jakąś Rosjanką i paru pachołkami, a co najważniejsze przekazał ważną wiadomość, iż lisowczykom brakuje broni palnej i prochu. Chorągwie, które według relacji wodza były wówczas około 80 mil, tj. kilkuset kilometrów na wschód od Moskwy, zawróciły i przez Suzdal, Tułę wróciły do Polski. Należy jednak dodać, iż w roku 1620 Jarosz Kleczkowski wspominając czyny lisowczyków dowodził, że do Morza Lodowatego (Morza Białego?) dotarli. Być może jednak miał na myśli działania w roku 1618. „Myśmy Sybir, kędy soból bujno się rodzący wyśledzili Białe Jezioro, od niedźwiedzi mnóstwa tejże barwy tak rzeczone oczymaśmy pominęli, nie pochybiły nas Lodowatego Morza niewczasy, które próżnujący w ciepłej izbie z trudnością na mapie znajdują”.
Tymczasem chorągwie, które powróciły z Lisowskim, zostały, ku utrapieniu współobywateli, rozłożone na leże zimowe. „Chorągwie JMP Lisowskiego dwór najechawszy, wniwecz go splądrowali gorzej Tatarzyna" – pisał w kwietniu 1616 roku do hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza jeden z poszkodowanych Stanisław Lipnicki. Wódz ruszył do Warszawy, gdzie 26 kwietnia rozpoczął obrady sejm walny koronny. Zyskał potwierdzenie wcześniejszych słów uznania – już w grudniu 1615 roku Zygmunt III zapewniał, że mieć będzie na uwadze Lisowskiego. Teraz otrzymał 10 tysięcy złotych i nowe zadanie, które stanowiło jeden z rezultatów uchwalonego przez sejm poparcia praw Władysława Wazy do korony carów. Inna kwestia, że – jak się zdaje – posłowie nie tyle wierzyli w sukces królewicza, ile w wymuszenie w następstwie działań zbrojnych pożądanego pokoju.
  16 lipca 1616 roku Jan Karol Chodkiewicz ogłosił, iż zlecił Lisowskiemu, tytułowanemu pułkownikiem Jego Królewskiej Mości, wkroczenie w granice państwa moskiewskiego. Spotkał się ze sprzeciwem żołnierzy, którzy zgodzić się nie chcieli aby pułkownik nie otrzymał listów przypowiednich, o czym wspominał hetman. Oznaczało to bowiem, że nie zostaną formalnie zaciągnięci w służbę króla i Rzeczypospolitej i nie będą otrzymywać żołdu lecz walczyć mają „z dobrowolnej chęci”. W praktyce, żyć winni na koszt mieszkańców ziemi na których się znajdują z rabunku, przynajmniej do czasu „póki królewicz Jegomość do Moskwy nastąpi, którego łasce na ten czas będzie należało za zasługi ich i wynagrodzeń im i służbę przypowiedzieć”. Wobec oporu Chodkiewicza ustąpił. 3 października zwrócił się do Zygmunta III z propozycją wydania owych listów a zarazem określenia wysokości żołdu. Sam zaproponował 10 złotych kwartalnie, co zresztą stało się kolejnym punktem sporu, jako że lisowczycy domagali się zrównania ich płacy z płacą innych chorągwi, a zatem 15 złotych. Spór ten rozegrał się już jednak bez udziału Aleksandra Józefa Lisowskiego, bowiem pułkownik 11 października 1616 roku już po przekroczeniu granicy nagle umarł.   
  Śmierć Lisowskiego odbiła się echem przede wszystkim wśród ludzi związanych z ową wyprawą. Zdaniem Jana Karola Chodkiewicza mogła zaważyć na losach walki o tron carski. „Wiele zaiste z tym człowiekiem upadło”. Realna ocena sytuacji, znajomość późniejszych wydarzeń, pozwala sądzić, że hetman wyolbrzymiał rolę Lisowskiego tym bardziej, iż oddziały którymi dowodził, po chwilowej dezorientacji i wycofaniu się do Polski, niebawem powróciły.
  11 października 1616 roku doba Lisowskiego została zamknięta. Rozpoczynała się doba lisowczyków. Kwestią, która wymaga przynajmniej zasygnalizowania, jest zatem do czego dążył Lisowski i co spowodowało zmianę oceny jego podwładnych i następców.
  O samym Lisowskim można powiedzieć, że był jednym z tych licznych w Polsce i w całej Europie niespokojnych duchów, którzy nie znajdując w ojczyźnie pola i możliwości działania, dania ujścia tkwiącej w nich energii, z szablą i muszkietem w ręce budowali zręby fortuny własnej a czasami i swych państw. Anglicy, Hiszpanie, Portugalczycy czy Holendrzy ruszali na podbój nowych lądów.
Lisowskiego, właściwa wielkim odkrywcom ciekawość „nowego” ale także bieg wydarzeń pchnęły na ziemie, które, jak czasem głosili publicyści, winny się stać dla Polski drugimi Indiami. Śmierć zastała go – żołnierza, infamisa i rosnącego w sławę dowódcę – w momencie dla ludzi jego pokroju, optymalnym, w chwili kiedy go potrzebowano i mógł spełnić oczekiwania, kiedy czas wojenny stwarzał możność awansu niemal nieosiągalnego w normalnych warunkach.
  W podobny sposób przedrą się na same szczyty społeczeństwa szlacheckiego Stefan Chmielecki a później Stefan Czarniecki, ludzie, którzy wyszli z na poły anonimowego tłumu szlacheckiego a umierali jako senatorowie.
  Ludźmi z tej samej grupy żołnierzy i potencjalnych żołnierzy dla których brakowało miejsca w zhierarchizowanym społeczeństwie, dla których w ojczyźnie i ojcowiźnie nie było chleba, którzy żyli i niemal żyć musieli z wojny, byli podkomendni Lisowskiego. Ludzie mniej szczęśliwi, mniej zdolni, którzy jego i swoje imię okryli sławą i niesławą. Wszyscy oni zwracali uwagę współczesnych i potomnych – acz nieczęsto się zdarza by legenda wyrosła na tak niedogodnym dla siebie gruncie.
  Nie w Indiach, nie w krajach zamorskich zrodzeni
  Nie w lesie ze zwierzęty, choć lisami rzeczeni
  Ale kość z kości naszych, krew właściwa nasza
  Nas i cokolwiek mamy, mizernie rozprasza
– pisał współczesny wydarzeniom, świadek czynów lisowczyków Olbrycht Karmanowski.
  Potępił ich sejm walny koronny w roku 1624, potępiła opinia publiczna. „Co za naszych ojców nazywano gunią to teraz kilimem, niegdyś hultajem to dzisiaj lisowczykiem” – zauważał anonimowy – się pod pseudonimem Maurycy Trzyptrzycki – autor utworu „Co nowego”. Potępiał Zbigniew Morsztyn, poeta i żołnierz w adresowanym do lisowczyków utworze:
  
     Nieszczęśliwi rodzice, którzy was zrodzili,
      Gdyż wiele Ojczyźnie sami zaszkodzili.

Negatywna ocena lisowczyków zawarta została w tzw. literaturze sowizdrzalskiej, choćby w utworze „Nędza z bidą z Polski idą”:

     Mówią, że lisowczycy wnieśli ją do Polski,
       Bo jakoś od onych czasów pomarniały wioski.
 Pochwałę zyskiwały jedynie dwa, bardzo różne momenty ich dziejów. Jednym był udział w bitwie pod Chocimiem w 1621 roku gdzie istotnie walczyli bohatersko:
     
 …szarańcza pierzchała
   Przed odważnym kozactwem, bo żołnierz ćwiczony
   W moskiewskich i niemieckich bojach doświadczony
   Lisowczyk w srogich szturmach nic nie ustępował
   Tak strzelbą, jak i mężną ręką dokazował.

  Drugi to napełniające dzisiaj odrazą wyczyny w toku walk na Śląsku i w Czechach, gdzie nieśli miecz i ogień w domy wierzących inaczej – protestantów. Niestety zyskali za to pochwałę Bartłomieja Zimorowicza („Żywot Kozaków Lisowskich”) i anonimowych autorów utworów: „Pogrom albo porażka Czechów i Kalwinistów przez Lisowczyki w Roku Pańskim 1620”, „List o Lisowczykach”, „Nagrobek Czechom”.
  Do tej grupy zalicza się również panegiryk Wojciecha Dembołeckiego, zresztą kapelana lisowczyków, zatytułowany: „Przewagi elearów polskich”:
 
 …ci mężowie
    Szukają po świecie ziemi obiecanej
    Przez morza i puszcze mordując pogany.

 Niezamierzonym komentarzem do owych prób przypisywania lisowczykom ideowych motywów działalności będzie opinia wyrażona przez kasztelana sandomierskiego Mikołaja Ligęzę, który stwierdził lakonicznie: „U lisowczyków miasto sumienia – kieszenia”.
  Przesunięcie świateł i cieni następować poczęło w miarę upływu lat, kiedy blednąć poczęła pamięć dokonywanych przez lisowczyków łupiestw a rosła potrzeba zwycięstw czy choćby wiary w możność ich odnoszenia.
  Już u schyłku XVII wieku pisał Wacław Potocki w „Poczcie herbów szlachty Korony Polskiej”.

  Choć i w sobolach lada piecuch, nie lada plucha,
   Nikt tego, krom rycerza, nie wdzieje kożucha,
   W jakim chodzą lisowczycy…

i kończył z żalem:

  Nie rodzi polska knieja dzisiaj takich lisów.
  Równie życzliwie wspominał lisowczyków Marcin Eysmont w wieku XVIII:
   Groźne niegdyś lisowczyki
    Co małą garstką rwali sto tysięczne szyki.

  Z czasem dokonano oddzielenia okresu zwycięstw utożsamianego z walkami na wschodzie i traktowanego jako okres rycerski od doby upadku, który przypadł na lata służby u Niemców. Tak uczynił przede wszystkim XX-wieczny piewca lisowczyków Antoni F. Ossendowski, autor m.in. „Lisowczyków”, „Zagończyka”, „Pod polską banderą”. Podobnym odbiciem legendy lisowczyków i rzekomych rycerzy, zagończyków i świetnych jeźdźców, były dzieła malarzy: Władysława Szernera „Lisowczyk” i Józefa Brandta „Pochód lisowczyków” czy Juliusza Kossaka „Lisowczycy”.
 Wspomnieć można krytyczny obraz lisowczyków zawarty w powieści „Miecz i łokieć”, który to wizerunek służył przeciwstawieniu rozpasanej szlachetczyzny rządnemu mieszczaństwu. 

  Po II wojnie światowej lisowczycy, co również nie dziwi, pokazywani są głównie w czasie pobytu we własnym kraju, bądź w służbie carskiej. Tak uczynił Józef Hen, autor popularnej powieści „Crimen”; czy Bogusław Sukowski, twórca „Lisowczyków”.
  Lisowczycy nie byli ani gorsi ani lepsi od tych wszystkich, którym za ciasno było w domu i ojczyźnie od odkrywców odległych lądów i zarazem ludzi, którzy zatapiali je we krwi i łzach mieszkańców. Różne było jedynie to, że gdy Anglicy, Francuzi czy Holendrzy przysparzali bogactwa także własnemu krajowi, budowali czy umacniali zręby jego potęgi, trud lisowczyków był dla Rzeczypospolitej w przeważającej części jeśli nie szkodliwy to bezowocny. 


Lisowczyk - obraz Juliusza Kossaka

easy site maker