Klemens z Moskorzowa


Pilawa - herb Moskorzewskich


Paradoksem historii jest to, że tak jak przyniósł sławę kasztelanowi wiślickiemu jeden z pierwszych epizodów w karierze, tak samo głośno było o nim w związku z pewnym wydarzeniem pod koniec jego życia.

Każda epoka w tym również i wieki średnie zna wiele przykładów błyskotliwych karier ludzi, którzy własną pracą, talentem i uporem, z nizin społecznych wybijali się na czołowe pozycje życia politycznego lub gospodarczego. Może w wypadku naszego bohatera owe niziny nie były aż tak głębokie, niemniej Klemens z Moskorzowa herbu Pilawa, rozpoczynał swoją karierę jako bardzo drobny rycerzyk, dziedziczny właściciel ledwie niewielkiej cząstki małopolskiej wsi Moskorzów koło Lelowa. Rodzice Klemensa, szlachta bez żadnych widoków na przyszłość, zapewnili synowi jedyną rzecz jaką byli w stanie zrobić, a mianowicie, wykształcenie.
  Próżno dziś szukać śladów w których uczono młodego Klemensa gramatyki łacińskiej, sztuki
pisania listów, dokumentów, niemniej utalentowany chłopak dość łatwo musiał przyswoić sobie tę trudną dyscyplinę. Ponieważ wszystko to się działo gdzieś w latach sześćdziesiątych XIV wieku, nie da się wykluczyć, iż nasz Klemens otrzeć się mógł nawet o utworzony w 1366 roku Uniwersytet Krakowski. Jakby zresztą nie było, na swoim solidnym wykształceniu dziedzic Moskorzowa bazował przez całe życie i praktycznie od początku zaczęło mu to przynosić konkretne korzyści. Przyznać trzeba, że trochę to dziwny jak na średniowiecze obraz, ale przez całą swoją działalność Klemens z takim samym dobrym skutkiem potrafił robić użytek z miecza jak i z ksiąg i po prostu uznać go trzeba za samorodny talent wielkiego kalibru.
  Kariera ubogiego ale wykształconego i pojętnego młodego szlachcica zaczęła się dość przypadkowo,  kiedy to gdzieś w końcu lat siedemdziesiątych XIV wieku potężny wówczas wojewoda krakowski Spytek z Melsztyna nabył leżącą w sąsiedztwie Moskorzowa wieś Chlewiska. Brak na to dowodów, ale wyobraźnia podsuwa obraz jak to podczas jednego z pobytów dziedzica Melsztyna w nowych dobrach zwrócił on uwagę na talenty swojego sąsiada. Faktem jest bowiem, że już w 1381 roku Klemens z Moskorzowa znajdował się na prywatnym dworze wojewody, prowadząc mu jego własną kancelarię. Z tego co wiemy o późniejszych losach ludzi przebywających w podobnym charakterze przy wojewodzie możemy stwierdzić, iż Spytek był im życzliwym protektorem.Wprawdzie to właśnie Klemens zrobił z tego grona największą karierę, ale choćby np. taki jego rówieśnik Ścibor z Oględowa (w ziemi wiślickiej), drobny szlachetka wyróżniający się talentami wojskowymi, wpierw był dowódcą prywatnych wojsk pana na Melsztynie a później sięgnął nawet po urząd starosty sanockiego (1402-1410). Jak długo Klemens pozostawał na dworze melsztyńskim tego też nie wiemy, ale umożliwiło mu to szybko dalszą karierę. Dzięki wpływom wojewody otrzymał miejsce w kancelarii królewskiej i już w rok po przybyciu do Polski Władysława Jagiełły w 1387 roku, Klemens występować zaczął jako jego podkanclerzy.
  Aby zrozumieć na czym polega jego nowa funkcja konieczne jest stwierdzenie, iż kancelaria była centralnym urzędem państwowym, mającym zasadniczy udział w kształtowaniu polityki zagranicznej, w istotny sposób wpływającym na tok wszystkich spraw państwowych. Do jej zadań należało przygotowanie dokumentów rejestrujących czynności władcy, kontrola czy owe czynności panującego są zgodne z obowiązującym prawem. Stojący na czele tego urzędu kanclerz i podkanclerzy przechowywali u siebie pieczęcie królewskie (bez których nie mógł się obejść żaden dokument) i choć sami bez zgody króla nie mogli ich używać to jednak mieli nawet prawo odmówić władcy ich przywieszenia gdyby dostrzegli jakieś nieprawidłowości czy grożącą szkodę.
  Jak widać Klemens z Moskorzowa w ciągu krótkiego czasu zrobił błyskotliwą karierę. Ubogi
rycerz poprzez związanie się z wojewodą Spytkiem otrzymał dzięki niemu w dość krótkim czasie jeden z bardzo poważnych urzędów w Królestwie. Jak zawsze w tego rodzaju sprawach zadecydował przypadek, bo przecież trudno sądzić by protektor Klemensa działał zupełnie bezinteresownie. Sugerując się już choćby samymi tylko datami, łatwo odszukać motywy, którymi kierował się pan na Melsztynie. Jak bowiem wiadomo lata osiemdziesiąte XIV wiekuprzyniosły Polsce ważne wydarzenia związane przede wszystkim ze zmianą panującej dynastii. Po królu Ludwiku Andegaweńskim władzę przejęła jego córka Jadwiga, za sprawą panów koronnych wydana za wielkiego księcia litewskiego Jagiełłę. Jednym z inicjatorów tego związku był właśnie wojewoda Spytek i teraz już staje się zrozumiałe, że wprowadzając Klemensa na wysoką godność w kancelarii, wojewoda umocnił po prostu swoje wpływy w otoczeniu nowego władcy. Polityczna gra możnowładców polskich stanowiła więc swego rodzaju platformę, która wyniosła wysoko Klemensa. Dziedzic z Moskorzowa spełnił zresztą nadzieje jakie pokładał w nim wojewoda, aż do jego śmierci (w bitwie nad Worsklą w 1399 roku) dbając na dworze o zabezpieczenie interesów swego protektora. Wystarczy jeśli powiemy, iż już w 1387 roku kilka przywilejów jakie Władysław Jagiełło wystawił dla wojewody wyszło właśnie spod ręki Klemensa, a co ciekawsze – wieś Chlewiska (o której już wyżej wspomniano jako o własności Spytka), w późniejszym czasie pozostawała w posiadaniu rodziny Moskorzowskich. Trudno twierdzić z całą pewnością, że zmiana właścicieli w Chlewiskach była jakąś formą finansowych rozliczeń Spytka z Klemensem, niemniej wykluczać tego nie można. 
  Ostatnie spostrzeżenie prowadzi wprost do niezmiernie ciekawego problemu, co oprócz prestiżu mógł dać panu z Moskorzowa urząd podkanclerzego. W ówczesnym systemie finansowania kancelarii królewskiej, każdy z jej pracowników otrzymywał pewne stałe dochody czy to z dóbr kościelnych (jeśli był duchownym) czy też królewskich (jeśli był, jak Klemens, osobą świecką). Znaczne korzyści przynosił również utarty wówczas zwyczaj pobierania opłat od tego, komu konkretny pracownik kancelarii spisywał  dokument czy też po prostu pilotował załatwienie sprawy. W wypadku Klemensa zachował się cały szereg informacji o rzeczach, którymi kazał sobie 
płacić za własne usługi. Pozycją, która przewija się najczęściej są napoje alkoholowe – wino i piwo. Przykładowo tylko wymieńmy, iż w 1395 roku miasto Kraków uregulowało należny podkanclerzemu rachunek czterema naczyniami wina francuskiego, a miasto Kazimierz do pewnej sumy pieniędzy dołożyło naczynie piwa, w roku następnym oba miasta przekazywały na rzecz Klemensa naczynia z piwem świdnickim a później na zmianę piwo i wina romańskie. Drugą pozycją w cenniku podkanclerzego stanowiły wędliny, osobliwie gustować zaś musiał w szynce nie stroniąc również od łakoci (np. w 1398 roku wziął od miasta Krakowa koszyk fig). Rzadziej pobierał opłatę w rzeczach użytkowych, czasami były to lepszy nóż, ozdobny talerz – a więc przedmioty o zastosowaniu kuchennym. W sumie uzupełnia to nam niespodziewanie wizerunek podkanclerzego, również od strony jego zamiłowań kulinarnych. Aby dopełnić już rysu osobowości Klemensa z Moskorzowa dodajmy, iż ten uczony bojownik i amator zastawionego stołu parał się także poszukiwaniem skarbów, choć nie wiemy niestety z jakim skutkiem.
  Talenty militarne Klemensa sprawdzone zostały już w roku 1390 na dalekiej Litwie w okolicznościach, które ponownie każą się zastanowić nad rolą przypadku w ludzkim życiu. Nim jednak do tego doszło podkanclerzy wyruszył w 1387 roku w licznym orszaku króla Władysława do Wilna, gdzie brał udział w  uroczystościach chrztu Litwy.  
 Dla samego Klemensa był to swoisty rekonesans terenu, na którym odniósł wkrótce bodaj największy sukces swego życia. Pamiętać bowiem trzeba, że związek Polski z Litwą spotkał się ze zdecydowaną kontrakcją wspólnego wroga obu krajów – Zakonu Krzyżackiego.
  Chrystianizacja Litwy przekreślała w zasadzie celowość dalszego istnienia Zakonu, powołanego do walki z poganami i nic dziwnego, że Krzyżacy rozpoczęli ntensywną propagandę, oskarżając Polskę o niedozwolone knowania z niewiernymi, chrzest Jagiełły nazywając pozornym i w ogóle przepowiadając kary piekielne dla wszystkich, którzy uznają dokonane fakty. Opinii krzyżackich wysłuchiwało z zadowoleniem zwłaszcza rycerstwo zachodnioeuropejskie nawet, jeśli nie do końca wierzyło w zakonne twierdzenia. W grę wchodził bowiem pewien wzorzec kulturowy, szeroko propagowany w kręgach rycerskich a związany z obowiązkiem walki każdego rycerza za wiarę chrześcijańską. Koniec epoki wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej znacznie ograniczył możliwości realizacji owych rycerskich pragnień, co wykorzystali Krzyżacy, oficjalnie nazywając Litwinów Saracenami i podejmowanym przeciwko nim wyprawom nadając miano krucjat. Doszło do tego, że w XIV wieku w zachodniej kulturze nie do pomyślenia był wzór idealnego rycerza, który nie miał za sobą udziału w walkach na Litwie. W momencie unii z Litwą, niezależnie od prowadzonej propagandy, Zakon postanowił w końcu rzucić tę drugą na kolana. Przeciągnąwszy na swoją stronę księcia Witolda i wzmocnieni przybyłymi z Anglii oddziałami pod wodzą samego hrabiego Derby, Henryka (późniejszy król Anglii Henryk IV), w lecie 1390 roku postąpili Krzyżacy pod Wilno.
Przygotowania do samej wyprawy nie mogły ujść uwadze strony polsko-litewskiej, skoro niewiele wcześniej doszło na Litwie do pewnych zmian w dotychczasowej organizacji obrony kraju. Wiemy dziś, że bezpośrednio po unii Jagiełło wcieliwszy Litwę do Polski powierzył w niej władzę namiestniczą swemu bratu Skirgielle. Prerogatywy namiestnika były szerokie, po prostu zastępował on króla na danym terytorium, ale Skirgiełło nie potrafił wywiązać się z postawionych mu zadań. W obliczu groźby kolejnego najazdu krzyżackiego odwołano go ze stanowiska, przysyłając w jego miejsce nikogo innego jak właśnie Klemensa z Moskorzowa. Tytułowany starostą generalnym Litwy – Klemens otrzymał to stanowisko najprawdopodobniej dzięki szczęśliwemu dla niego zbiegowi okoliczności. Otóż w praktyce litewsko-ruskiej (pod wpływem której nowy król Polski nadal jeszcze przebywał) funkcja kanclerzego (podkanclerzego) wyglądała trochę inaczej niż w Polsce i związana była głównie ze sprawami wojskowymi. Trudno więc się dziwić, że w sytuacji zagrożenia wojennego, Jagiełło kierując się dotychczasową praktyką zamianował obrońcą Litwy swego podkanclerzego, którego uważać musiał za znakomitego wojownika. Ważniejsze wszakże, że skoro nikt w otoczeniu króla nie protestował przeciwko temu mianowaniu, to znaczy, że wierzono w talenty Klemensa. 
I rzeczywiście.
  To co się działo w sierpniu 1390 roku pod Wilnem znane jest dokładnie z relacji polskich, litewskich, krzyżackich i angielskich. Wojska litewsko-polskie obsadziły drewniany niższy zamek wileński (Krzywygród), a większość rycerstwa polskiego na czele z Klemensem zamknęła się w murowanym zamku górnym. Już w pierwszym ataku, skutkiem zdrady i podpalenia padł Krzywygród a dowodzący nim brat Jagiełły książę Korygiełło, jak donosi kronikarz: „wpadł żywcem w ręce wrogów i natychmiast został ścięty. Wrogowie nabiwszy jego głowę na długą dzidę pokazują ją Polakom, by ich nastraszyć”. W Krzywygrodzie miało paść od siedmiu do czternastu tysięcy Polaków, Litwinów i Rusinów. Drugi etap oblężenia rozegrał się pod zamkiem głównym. Krzyżacy „… bez przerwy nocą i dniem bili w zamek pociskami z machin, które zniszczyły mury zamku w zasięgu lotu jednej strzały i zrównały je z ziemią”. Sytuacja była już krytyczna kiedy zbawczym pomysłem błysnął dowodzący całością dziedzic Moskorzowa. Ponownie oddajmy głos kronikarzowi: „Starosta wileński Klemens chcąc stworzyć dla oblegających jakiś pozór, że mur odbudowano, polecił powiesić w tych miejscach skóry, by fałdy zwisających luźno skór unicestwiały wszelkie uderzenia pocisków”. Później, podsumowując całą kampanię twierdzono, że Polacy zwyciężyli dzięki dwóm rzeczom: własnej odwadze i owemu novum, wprowadzonemu przez Klemensa. Tak się składa, że potrafimy dojść do źródeł pomysłu starosty litewskiego. Dla większości Polaków mogło to być istotne novum i nawet cytowany kronikarz nie bardzo wiedział o co w rzeczywistości chodziło. A tymczasem sprawa polegała na tym, iż rozwieszone skóry z daleka imitowały nieuszkodzony mur natomiast skóry na prawdziwym murze nadzwyczaj skutecznie hamowały impet lecących pocisków. Wszystko to opisał przed wieloma wiekami Rzymianin Flawiusz Wegecjusz Renat w dziele „De re militaria” („Sprawy rycerskie”) i jeden z odpisów tegoż dzieła przechowywany był na Wawelu (w II połowie XV wieku służył nawet jako szkolna lektura dla synów króla Kazimierza Jagiellończyka). Nietrudno już sobie dopowiedzieć, że najpewniej Klemens przeczytał kiedyś owo dzieło „do poduszki” i w krytycznej sytuacji wykorzystał praktycznie swoją książkową wiedzę. 
  Oblężeni nie ograniczyli się tylko do odpierania szturmów, sami również atakowali nieprzyjaciela. W ręce Polaków wpadli między innymi dwaj rycerze angielscy z otoczenia hrabiego Derby, jego chorąży Thomas Rempston i John Clifton. W sprawie ich uwolnienia interweniował potem u króla Jagiełły ojciec Henryka Jan książę Lancaster, dzięki czemu całość opisanych tu wydarzeń głośna była i w Anglii; choć tamtejsze relacje pełne są pochwał pod adresem Henryka za… zdobycie Wilna. Była to pochwała stanowczo na wyrost, oblężenie bowiem zwinięto, a wkrótce przybyły polskie posiłki z Jagiełłą na czele. Na ręce króla złożył też Klemens funkcję starosty litewskiego odbierając od razu za swoje wileńskie zasługi bardzo poważną nagrodę. Król obdarował bowiem dziedzica Moskorzowa zamkiem i miastem Dobczyce w Małopolsce oraz dwunastoma okolicznymi wsiami. Była to bardzo poważna fortuna, która chyba po raz pierwszy zdjęła z niego zmartwienie o zabezpieczenie własnej przyszłości. Natomiast nie był to kres królewskiej wdzięczności, skoro na bohaterskiego obrońcę Wilna co roku sypał się deszcz łask i zaszczytów. A to z daru Jagiełły w 1392 roku otrzymał dom w Krakowie przy kościele św. Andrzeja, a to niedługo potem wieś Rębielice koło Wielunia, jeszcze później wieś Kamieniec z zamkiem Odrzykoniem.
  Jeden epizod dźwignął więc Klemensa z Moskorzowa do grona największych posiadaczy dóbr ziemskich w Koronie, a kiedy umierał pozostawione przezeń majątki obejmowały dwa zamki, jedno miasto i ponad trzydzieści wsi. Wraz z nadaniami ziemskimi rósł także w kraju prestiż podkanclerzego. Od oblężenia Wilna na stałe zagościł w najbliższym otoczeniu Jagiełły i jak obliczono był jednym z niewielu, którzy przez długie lata nieprzerwanie stanowili krąg doradczy króla pełniąc ważne polityczne zadania. Wspomnijmy tylko, iż w 1394 roku był pełnomocnikiem Jagiełły w rokowaniach z książętami opolskimi, w 1398 w imieniu króla wykupił Kujawy od księcia mazowieckiego Siemowita, w 1405 posłował od Jagiełły na zjazd księcia Witolda z wielkim mistrzem krzyżackim a w międzyczasie wielokrotnie pełnił prestiżowe funkcje rozjemcy czy sędziego w głośnych procesach. W 1402 roku zrezygnował z pracy w kancelarii by objąć wysokie i dochodowe urzędy kasztelana wiślickiego i starosty krakowskiego. Jako starosta tłumił w 1407 roku groźne rozruchy antyżydowskie w Krakowie a paradoksem jest, że tak jak przyniósł mu sławę jeden z pierwszych epizodów w karierze, tak samo głośno było o nim w związku z pewnym wydarzeniem pod koniec jego życia.
  Sprawa dotyczyła tym razem drugiej żony Władysława Jagiełły, Anny Cylejskiej. Była ona wnuczką (po córce) Kazimierza Wielkiego i po śmierci królowej Jadwigi wybrano ją na żonę Jagiełły tylko z uwagi na krążącą w niej piastowską krew. W 1408 roku wybuchł jednak na dworze wielki skandal. Jak donosi kronikarz: „Dwunastego października król Władysław opanowany zazdrością, którą potajemnie wzbudzili w jego sercu dwaj jego doradcy, więzi rycerza Jakuba z Kobylan jako winnego nierządu, którego dopuścił się z królową Anną. Zakutego w kajdany zamyka na zamku górnym we Lwowie, co musiał znosić blisko trzy lata. Nadto inny rycerz, Mikołaj Chrząstowski, posądzony o ten sam haniebny występek dobrowolnie poszedł na wygnanie. Nawet Andrzej z Tęczyna nie był wolny od tego piętna, ponieważ jego również przyłapano na zamku królewskim o tajemnej porze w ustronnym miejscu z królową. Posądzenia jednak z nim związane były skromniejsze i mniej rozpowszechnione niż o dwu pozostałych”. Śledztwo wykazało jednak, że królowa była niewinna, a „główny sprawca tego posądzenia kasztelan wiślicki i starosta krakowski Klemens z Moskorzowa, kiedy mu na rozprawie sądowej, której powołanie przeciw niemu uzyskała królowa Anna, dowiedziono fałszywego zniesławienia, musiał odwołać obelgę rozpowszechnioną przez niego i szeptaną na ucho królowi Władysławowi”. Historycy do dziś się głowią, czym kierował się Klemens stawiając takie zarzuty Annie. Całej sprawie smaczku dodaje fakt, iż kilka miesięcy wcześniej Anna urodziła córkę Jadwigę, jedyną jak do tej pory spadkobierczynię Jagiełły. Udowodnienie Annie wiarołomstwa podważało więc ojcostwo króla i przypuszcza się, że intrygę uknuto na obcych dworach, mających nadzieję na udział w spadku po bezpotomnym królu Władysławie. Gdyby zaakceptować takie rozwiązanie, wówczas automatycznie w Klemensie z Moskorzowa widzieć trzeba jakiegoś agenta obcych mocarstw. Przyznać trzeba, że nie pasuje to jakoś do dotychczasowej postawy, przyjacielsko przez króla traktowanego i statecznego już wówczas magnata z Moskorzowa. 
 Pewne nowe światło na tę irytującą zagadkę rzucił niedawno odnaleziony dokument samego Klemensa właśnie z 1408 roku, w którym określił on sam siebie jako kasztelana wiślickiego ale także ochmistrza dworu królowej. Nic do tej pory o sprawowaniu takiej godności przez Klemensa nie wiedziano, wiadomo natomiast co oznacza ten urząd. Sprawująca go osoba zarządzała bowiem dworem królowej i dbała o jej bezpieczeństwo, stan finansów, dozorowała pracę służb i dworzan. Nie trudno zauważyć, że oskarżenie królowej Anny musiało pochodzić od osoby mającej z nią do czynienia prawie na co dzień, mogącej znaleźć usprawiedliwienie dla swego pobytu na jej dworze w każdym momencie dnia i nocy. Funkcja ochmistrza nie tylko dawała Klemensowi takie możliwości ale wręcz ich wymagała, w związku z czym darować sobie możemy opinie o jego powiązaniach z obcymi dworami i sądzić, że po prostu  przekazywał on królowi to co widział na flirtującym żeńskim dworze i to, co podpowiadała mu wyobraźnia (co jeszcze nie oznacza, że jego domysły były trafne i Anna rzeczywiście zdradzała męża). Ciekawe przy tym, że przynajmniej o jednym z oskarżonych, Andrzeju z Tęczyna, śmiało możemy mówić jako o zagorzałym miłośniku płci pięknej. Dowodzi tego fakt, iż w roku 1410 jego właśnie oskarżano o buntowanie polskiego rycerstwa oblegającego twierdzę w Malborku – tak był „zaślepiony miłością do córki podskarbiego Dymitra, Anny z Kraśnika”, iż dłużej już nie mógł wytrzymać na wojnie.   
  Sprawa z królową Anną położyła kres karierze Klemensa. Jeszcze w 1408 roku złożył on wszystkie swoje urzędy i wycofał się do domowych pieleszy. Było to raczej dobrowolne zejście ze scen politycznych niż utrata łaski królewskiej, bowiem honorowo nazywano go nadal kasztelanem wiślickim. W roku 1410 własnym kosztem wystawił na wojnę z Krzyżakami chorągiew rycerską walczącą 15 lipca na polach Grunwaldu. Trudno dziś stwierdzić czy dowodził nią osobiście, w każdym bądź razie jest to ostatnia o nim wzmianka.
  Na zakończenie powiedzieć jeszcze należy, iż późniejsza możnowładcza działalność Klemensa nie przeszkodziła mu nadal interesować się sprawami kulturalnymi. W 1398 roku specjalnie wyruszył na Litwę, wioząc tam księgi przeznaczone dla katedry wileńskiej a w roku 1400 nie zabrakło go w gronie ludzi, których także finansowym wysiłkiem odnowiono Uniwersytet Krakowski.




free html website templates