Spycimir
Herb Spycimira - Leliwa
Spytko z Melsztyna zrobił zawrotną karierę, którą w innej epoce i miejscu można by określić formułą „od pucybuta do milionera”.
Słowa wypowiadane przez polityków poddawane są na ogół drobiazgowej analizie, tym bardziej, że nie zawsze są oni skłonni mówić wprost i bez ogródek. Zdarzają się jednak przemówienia, w których mówca jasno i dobitnie wyłoży pewne tezy, czym z reguły wywoła prawdziwą burzę komentarzy, tym potężniejszą im bardziej wypowiadane poglądy uderzają w przyjmowany przez większość porządek rzeczy. Jeden z takich dotyczących Polski wypadków miał miejsce w połowie XIV wieku, kiedy to do Pragi, na dwór cesarza Karola IV zjechało poselstwo polskie, kierowane przez Spycimira z Melsztyna i Tarnowa. O tym, co zaszło wówczas na dworze, informuje nas list wysłany w 1357 roku przez kanclerza
cesarskiego, Jana biskupa Litomyśla do Zakonu Krzyżackiego. Pisząc o Polakach, kanclerz Jan stwierdził: Odrzucają oni powagę cesarza i nie chcą go mieć nawet sędzią polubownym. Należą oni do narodów barbarzyńskich, które zaprzeczają dostojeństwu cesarskiemu i prawu pisanemu. Był tu Spytek z Melsztyna, poseł wspomnianego króla Kazimierza (Wielkiego), nieokrzesany i nieobyty, chociaż mówił, że nie ma przy królu nikogo bardziej wymownego. Oskarżył on to wszystko, co zmarły Fryderyk i inni (cesarze) dla waszego Zakonu uczynili. „Czymże, mówię – rzekł nędznik – jest wasz cesarz? Naszym sąsiadem, lecz królowi naszemu równym”. Gdy z pełni władzy cesarskiej wyłożyliśmy mu prawo królewskie i przypomnieliśmy związek zależności z cesarstwem oraz dobrodziejstwa śp. Ottona względem Polski, ów zuchwale odpowiedział: „Gdzie jest Rzym, w czyich jest rękach, odpowiedz. Wasz cesarz jest niższy od papieża, składa mu przysięgę, nasz król dzierży koronę i miecz od Boga, swoje prawa i tradycję przodków stawia wyżej od praw cesarstwa”. O zgrozo! Cóż jest dla nich świętego? Należy szukać sposobności, aby karki ich zostały poddane władzy cesarza. Dumne słowa Spycimira cytuje polska historiografia jako „niemal klasyczne sformułowanie zasady suwerenności państwowej i niezależności od cesarstwa”, „stosowanie w praktyce względem cesarstwa zasady zachodnioeuropejskiej doktryny państwowo-prawnej”, że „król jest cesarzem w swoim królestwie”.
Jak wynika z cytowanego listu, poselstwo polskie swoje stanowisko miało wyrazić ustami Spycimira (Spytka), który sam mówił, „iż nikt przy boku króla nie jest bardziej wymowny”. Kim więc był ten człowiek, który śmiał w taki sposób obrażać cesarza i przyprawiać o wielkie oburzenie jego doradców? Powiedzmy od razu, że był osobistością niezwykłą, a jego kariera (traktując rzecz
umownie) bardzo przypomina znaną z innej epoki formułę „od pucybuta do milionera”.
Spycimir jest bowiem człowiekiem „z nikąd”. O pochodzeniu rodzinnym tej postaci nie wiedzieli już nawet jego równie wielcy potomkowie, działający w XV wieku i interesujący się własną przeszłością, skoro założyli prywatny kodeks, między innymi zbierając w nim informacje o przodkach. Rozpoczynają się one właśnie od Spycimira, co było wcześniej, tego wówczas nie ustalono i na dobrą sprawę dziś również niewiele potrafimy powiedzieć. Pewne jest tylko to, że późniejszy możny numer 1 epoki Kazimierza Wielkiego pochodził z małopolskiego rodu Leliwitów, posługujących się herbem wyobrażającym półksiężyc z gwiazdą. Wprawdzie Leliwici w XII wieku nie należeli do ostatnich rodów małopolskich, jeśli chodzi o udział w życiu publicznym (jacyś ich przedstawiciele pojawiali się nawet sporadycznie na urzędach krakowskich), ale nie mogli się równać z rodami stojącymi u steru rządów. Istnieje również oczywista zasada: im mniejszy udział w działalności publicznej, tym mniejsze szanse wejścia w obszar zainteresowań źródeł historycznych. Przetrwałe do naszych czasów źródła miały więc prawo „nie interesować” się XIII-wiecznymi Leliwitami i dlatego niewielkie są szanse, abyśmy kiedykolwiek poznali bliżej wcześniejsze pokolenia rodziny Spycimira. Można natomiast przyjmować, że przyszedł on na świat w latach 80-tych XIII wieku, dorastał więc w okresie, kiedy na terenie jego rodzinnej Małopolski rozgrywały się ważne wydarzenia związane z coraz bliższym przezwyciężeniem
rozbicia dzielnicowego. Obalenie rządów Przemyślidów czeskich i powrót w 1304 roku z wygnania Władysława Łokietka, ciężkie walki tegoż z biskupem krakowskim Janem Muskatą czy buntującymi się mieszczanami Krakowa, oto tło lat wczesnej młodości naszego bohatera. Jednocześnie były to jednak lata, które sprzyjały karierom ludzi zdecydowanych, a postawienie we właściwym czasie na właściwego pretendenta do tronu owocowało później po wielokroć. Przekonać się można o tym choćby po karierze Wojciecha ze Żmigrodu z rodu Bogoriów. Ten wprawdzie był synem nawet wysokiego urzędnika (wojewody) krakowskiego, ale przez dłuższy okres swojego życia nie mógł dobić się żadnego stanowiska i większego znaczenia. Traf chciał, że powracający z wygnania Łokietek przemierzał drogę z Węgier do Małopolski szlakiem wzdłuż Popradu i Dunajca, a więc i w okolicach Żmigrodu. Niewiele dotychczas znaczący rycerz przyłączył się do księcia, wziął udział w walkach i po dwu latach występował już z tytułem wojewody sandomierskiego.
Wojciecha ze Żmigrodu przywołujemy tu nie bez przyczyny, bowiem już wkrótce stał się on jednym z protektorów Spycimira. Doszło do tego dzięki małżeństwu Spycimira z młodszą siostrą Wojciecha, Stanisławą, chociaż wydaje się, iż była ona dopiero drugą żoną późniejszego dziedzica Tarnowa. Za pierwszego protektora Spycimira uznać przyjdzie chyba Pakosława ze Mstyczowa z rodu Lisów, figurę wiele znaczącą, syna kasztelana krakowskiego Warcisława. Początkowo podkomorzy krakowski (1296), później tamtejszy sędzia (1302-1310), wreszcie kasztelan sandomierski (1315-1317) i kasztelan krakowski (1317-1319), Pakosław jako pierwszy poznał się zapewne na młodym Spycimirze uganiającym się w tych latach z mieczem w ręku po
obrzeżach wielkiej łokietkowej polityki. Małżeństwo z córką Pakosława musiało być jednak tylko epizodem zakończonym szybkim zgonem młodej dziewczyny, a na ślad tego związku naprowadza po wiekach jedynie imię Pakosław, noszone przez najstarszego z synów Spycimira, urodzonego około 1310 roku.
Zapewniwszy sobie poparcie Pakosława, a potem Wojciecha Bogorii i mając przy tym niewątpliwie jakieś zasługi wobec Łokietka (może związane z tłumieniem buntu mieszczan krakowskich w 1311 roku), rozpoczął Spycimir swoją naprawdę zawrotną karierę. W dokumentach – będących podstawą naszych wiadomości o ludziach i wydarzeniach z tego okresu – po raz pierwszy pojawił się przy Władysławie Łokietku 17 kwietnia 1312 roku, jeszcze jako skromny rycerz, bez żadnych godności. W pół roku później, 18 listopada 1312, był już łowczym krakowskim, a więc już urzędnikiem, chociaż jeszcze pośledniej rangi. Łowczym był do 1316 roku, potem awanse na wyższe stanowiska potoczyły się lawinowo: w 1317 występował jako kasztelan sądecki, w 1319 jako kasztelan wiślicki i wreszcie od 1 czerwca 1320 zaczął występować jako wojewoda krakowski. W tych latach zaś wielokrotnie pojawiał się jako świadek dokumentów Łokietka, a co więcej, książę wielokrotnie powierzał mu załatwienie różnych spraw, nie wymagających jego obowiązkowej obecności.
Działanie w imieniu księcia wskazuje na zaufanie, jakim Łokietek obdarzał Spycimira, chociaż drogę do coraz wyższych urzędów torowała mu również zmiana pokolenia w elicie władzy. Po prostu właśnie wówczas dobiegło kresu życie kilku
starszych najważniejszych urzędników (jak kasztelan krakowski Pakosław, wojewoda sandomierski Wojciech, kasztelan sandomierski Prandota), a ich miejsce zaczęli zajmować ci, których młodość przypadała na czas walk Łokietka o władzę. Oprócz Spycimira, zwrócić trzeba uwagę na jeszcze dwóch takich ludzi: Mikołaja z Bogorii, młodszego brata Wojciecha ze Żmigrodu i Mściwoja Lisa z Krzelowa, bratanka Pakosława ze Mstyczowa. Mikołaj Bogoria był oczywiście szwagrem Spycimira, a związany z nim luźniej Mściwoj w późniejszym czasie wziął sobie za żonę córkę Mikołaja Bogorii, zaś najstarszego syna (z pierwszego małżeństwa) wydał za wnuczkę po nieżyjącym już wojewodzie Wojciechu ze Żmigrodu. Mikołaj i Mściwoj sięgnęli po swoje pierwsze urzędy w tym samym czasie co i Spycimir i – jak zobaczymy – akurat ta spokrewniona ze sobą grupka w pierwszym okresie rządów Kazimierza Wielkiego ujęła w swe ręce ster rządów. W czasach, do których doszliśmy (a jest to rok 1320 pamiętny z uwagi na koronację Łokietka), wspomniane „towarzystwo wzajemnej adoracji” przepychało się jeszcze przez różne rafy niższych urzędów, pomagając sobie przy tym wzajemnie (np. Mściwoj ustąpił nawet w pewnym momencie urząd podkomorzego krakowskiego Mikołajowi Bogorii), aż wreszcie odniosło pierwszy liczący się sukces, związany z objęciem przez Spycimira palacji krakowskiej. Natychmiast też awans odnotował Mściwoj, stając się w tym samym momencie sędzią krakowskim.
W 1322 roku źródła odnotowały udział Spycimira w realizacji pewnych posunięć związanych z polityką zagraniczną Królestwa Polskiego. Chodziło tu o próbę rozciągnięcia wpływów na niektóre księstwa śląskie i przystąpienie Łokietka z tą myślą do trwającej tam wojny kilku książąt, po stronie koalicji kierowanej przez władcę brzesko-legnickiego Bolesława III.
Właśnie na jego dworze w 1322 roku pojawił się Spycimir i choć efekty całego planu były niewielkie, to jednak właśnie tam wojewoda zetknął się z „prawą ręką” księcia Bolesława, możnym rycerzem Stefanem z Prochowic. Kontakty między głównymi doradcami Łokietka i Bolesława zacieśniły się do tego stopnia, że później jedną z córek Spycimira, Cuchnę, wydano za Mirona, syna Stefana, a związkowi temu sekundował Mikołaj Bogoria, wydając z kolei własną córkę za innego rycerza mogącego pochwalić się wpływami na dworze Bolesława, Wita ze Smogorzewa. Znajomość w 1322 roku i późniejsze powiązania przydały się wówczas, kiedy Bolesław III znalazł się w szeregach sojuszników czeskich Luksemburgów i choć ci dokuczali jak mogli Kazimierzowi Wielkiemu, to jednak władca legnicki od pewnego momentu zaczął okazywać pewną dozę sympatii królowi polskiemu. Jak widać, wielka polityka bez przerwy przeplatała się z kwestiami rodzinnymi ówczesnych wielmożów.
Angażując się coraz bardziej w politykę zagraniczną, Spycimir nie zaniedbywał również
spraw wewnętrznych kraju. Od 1320 roku nie ma praktycznie żadnego ważniejszego dokumentu, w którym nie wystąpiłby w charakterze świadka. Szczególnie aktywny był przy regulowaniu spornych spraw miast małopolskich. W 1323, 1329 i 1332 (tu wspólnie z Mikołajem z Bogorii i Mściwojem z Krzelowa) pośredniczył w sporach Krakowa, Sącza i Sandomierza, dotyczących omijania krakowskiego prawa składu. Zwłaszcza przy sprawie Sandomierzan, którzy chcieli handlować z Węgrami bez konieczności przejazdu przez Kraków, można zauważyć, iż wojewoda nie tracił
z oczu i swoich prywatnych interesów. Niezależnie bowiem od pochłaniającej go działalności publicznej nie zapominał o rozbudowie własnych majątków. Dotyczyło to zwłaszcza Tarnowa, gdzie w ciągu kilku lat skomasował w swoim ręku rozdrobnione działy, uzyskał od króla prawo założenia tu miasta i zamku, a ponadto rozpoczął kolonizację wiejską okolicznych pustek. Cały ten kompleks leżał w dolinie, którą wiodły szlaki handlowe na Węgry i nic dziwnego, że Spycimir zainteresowany był wszystkim, co dotyczyło stosunków ekonomicznych z południowym sąsiadem. Aby już nie wracać do kwestii posiadłości Spycimira, powiedzmy od razu, że po latach dobił się własnym staraniem następującego majątku: 1 miasta (Tarnów), 2 zamków (Tarnów i Melsztyn), ponad 20 wsi i 2 domów w Krakowie.
Na polu politycznym zarówno dla Spycimira, jak i Mikołaja z Bogorii i Mściwoja z Krzelowa szczególnie ważny był rok 1331, kiedy to w trójkę sięgnęli po najwyższe urzędy w Małopolsce (i przy okazji najbardziej eksponowane w całym Królestwie). Właśnie wówczas Spycimir został kasztelanem krakowskim, a o szczebel niżej zasiedli jako wojewoda krakowski – Mikołaj i jako wojewoda sandomierski – Mściwoj. Nowi urzędnicy dali też w tym samym roku przykład osobistego męstwa, walcząc z Krzyżakami w bitwie pod Płowcami, a Spycimir poniósł przy tej okazji tak duże straty, że po kilku latach wynagrodził mu to Kazimierz Wielki nadaniem kamienicy w Krakowie.
W niespełna dwa lata po tej kampanii, 2 marca 1333 roku, zmarł król Władysław Łokietek. Wedle ówczesnych przekazów umierający władca miał wygłosić mowę do Swoich dwóch najbliższych doradców, Spycimira reprezentującego stronę świecką i Jarosława Bogorii (brata Mikołaja i kolejnego szwagra naszego kasztelana), reprezentującego stronę kościelną.
Zwracając się do nich, Łokietek powiedział ponoć następujące słowa: „O mężowie, moi i mojego potomstwa poplecznicy, oby mój syn, mym przykładem kierowany, z wami jak ja obchodził się i chciałbym wierzyć, że go będziecie kochali tak jak to czyniliście ze mną”. Ze słów tych przebijała obawa umierającego o to jak upora się z problemami władzy jego młody, 23-letni syn Kazimierz i zarazem prośba, „aby ci, którzy stanowili podporę jego rządów, nadal służyli dobru królestwa”.
Obawy o Kazimierza okazały się jednak płonne, a przy tym utalentowanym władcy przeżył Spycimir najważniejszy okres swojego życia. Od pierwszych dni rządów Kazimierza widzimy kasztelana w ciągłym działaniu. Imię jego, jako członka rady królewskiej (obok m.in. Mikołaja Bogorii i Mściwoja Lisa) figuruje na dokumentach rozejmu z Zakonem z 15 maja 1334 roku i wystawionego równocześnie aktu zgody Kazimierza na sąd polubowny króla węgierskiego i Jana Luksemburskiego. W maju 1335 brał udział w zjeździe dotyczącym zawieszenia broni z Czechami, zorganizowanym w Sandomierzu u wojewody Mściwoja. W sierpniu tegoż roku wyruszył na czele poselstwa do Czech, gdzie w Trenczynie podpisano wstępną ugodę między Kazimierzem a Luksemburgami. Warto może przypomnieć, że w wyniku tych porozumień Jan Luksemburski zrzec się miał tytułu króla polskiego, a strona polska zrezygnowała z pretensji do księstw śląskich i mazowieckich, które wcześniej uznały lenną zwierzchność Luksemburgów. Zatwierdzeniu rokowań z sierpnia poświęcony był zjazd w Wyszehradzie, dokąd w listopadzie 1335 roku król węgierski Karol Robert Andegaweński zaprosił Kazimierza
władcę Czech. Tam też, 22 listopada, Spycimir – wraz z wojewodami Mikołajem i Mściwojem – ręczył swoją osobą Janowi za Kazimierza w kwestii wypłacania przez tego drugiego finansowej rekompensaty za zrzeczenie się praw do korony polskiej.
Historycy zwracają uwagę, że obok wielu poruszanych spraw, właśnie w Wyszehradzie Kazimierz Wielki po raz pierwszy omawiał z Karolem Robertem ewentualną sukcesję Andegawenów na tronie polskim. Były to na razie rozmowy wstępne, utrzymane w tajemnicy, ale nie przed Spycimirem. Bez wątpienia był on jednym z autorów tego planu, skoro od pierwszych chwil ujawnienia się tego nurtu politycznego był już głową działającego w Polsce stronnictwa andegaweńskiego, a obok niego stali nasi dobrzy znajomi: Mikołaj Bogoria i Mściwoj Lis. Współczesny wydarzeniom kronikarz Janko z Czarnkowa stwierdził wprost, że Karol Robert „najważniejszym króla Kazimierza, Zbyszkowi proboszczowi i Spytkowi kasztelanowi krakowskiemu, których radami rządził się król Kazimierz natenczas jeszcze młody, czynił wielkie dary, nadawał zamki i posiadłości i corocznie pewne opłaty składał, byleby królowi Kazimierzowi doradzali, aby jego syna Ludwika za następcę sobie w Krakowie przyjął”.
Jeszcze do niedawna przypuszczano, że kronikarz, który doznał licznych przykrości za rządów w Polsce Ludwika Andegaweńskiego, nie grzeszył tu obiektywizmem. Nic bowiem skądinąd nie wiadomo o nadaniach ziemskich władców Węgier na rzecz Spycimira, a przyjmowanie darów i sum pieniężnych uznawano za rzecz mniejszej wagi. Obecnie punkt widzenia nieco się zmienił, gdyż zwraca się uwagę, że cała koncepcja następstwa tronu w Polsce była zbyt korzystna dla Andegawenów, aby mieli oni zaniedbać nawet najdalej idące środki.
To zaś powodowało, że Spycimir i jego grupa mogli czerpać nawet bardzo poważne sumy ze skarbca węgierskiego i uczynić z tego niebagatelne źródło dochodów, doraźnie znaczące nawet więcej niż nadania ziemi, która nie przyniesie korzyści bez dużych i długoletnich nakładów własnych. Nie ma więc powodu negować opinii Jana z Czarnkowa ani tym bardziej innego jego stwierdzenia, iż król Kazimierz związał się z Andegawenami „skłoniony radami swoich zaufanych”, oczywiście Spycimira i jego spółki. Czy wobec tego u genezy związków Polski z Węgrami leżało przekupienie przez Andegawenów owych „zaufanych” ludzi z otoczenia Kazimierza? Odpowiedź musi być przecząca, łatwo bowiem stwierdzić, iż Spycimir i jego grupa doskonale pogodziła tu interes państwowy z interesem prywatnym. W ówczesnej sytuacji politycznej Polsce koniecznie potrzebny był potężny sprzymierzeniec, a takim mogły być tylko Węgry, przy czym Polska jako ogniwo słabsze musiała przedłożyć ofertę godną wielkiej polityki Andegawenów. Podniesienie sprawy sukcesji tronu (wielce niepewne, gdyż Kazimierz był młodym człowiekiem) zadowalało aspiracje partnera, a dla szerokich mas rycerstwa małopolskiego sojusz z Węgrami dawał jeszcze świetne perspektywy ekspansji na Ruś Czerwoną, gdzie tym razem Andegawenowie mieli popierać polskie starania o objęcie rządów po księciu Bolesławie Jerzym. Mając poparcie w węgierskim sojuszniku, mógł również Spycimir skierować do cesarza cytowane na wstępie słowa, wyrażające już duży stopień pewności siebie polskich polityków.
Sprawa sukcesji doczekała się oficjalnego omówienia na kolejnym zjeździe w Wyszehradzie
w 1339 roku. Patrząc na to z perspektywy upływu setek lat, mamy prawo twierdzić, iż był to punkt zwrotny naszych dziejów. Dalszymi następstwami były bowiem rządy Jadwigi i unia z Litwą, a więc mówiąc najogólniej: nadanie polskiej polityce zagranicznej kierunku ekspansji na Wschód. Nie może być też przypadkiem, że już niedługo potomkowie Spycimira, a więc tego, któremu przypisuje się jedną z głównych ról w doprowadzeniu do takiego stanu rzeczy, zbudowali wielką potęgę właśnie na terenie Rusi. Nie upłynęło wiele czasu, kiedy wnuk kasztelana otrzymał od Jagiełły w lenno całe Podole, a zapoczątkowana przez Spycimira potęga jego rodziny trwała aż przez trzy stulecia.
Kasztelan krakowski przeżył moment związania się Polski z Węgrami mniej więcej jeszcze o 15 lat, przez cały ten okres rozbudowując swoje stronnictwo andegaweńskie. Zmarł gdzieś około 1354-56 roku, przeżywszy również swoich bliskich i wiernych współpracowników wojewodów Mikołaja Bogorię (zmarł w 1338) i Mściwoja (zmarł w 1344), w momencie, kiedy coraz mniej prawdopodobnym było, aby starzejący się Kazimierz Wielki mógł jeszcze doczekać się własnego potomstwa.
Żyjący w sto lat później Jan Długosz tak scharakteryzował Spycimira: „był to mąż prawy, obrotny, wielki i doświadczony kraju miłośnik, pod którego sterem wszystkie sprawy Królestwa szły szczęśliwie i za którego przezornym staraniem zebrane zostały wielkie bogactwa i napełniony skarb”. Z upływem czasu obraz i tak potężnego kasztelana zyskiwał jeszcze na wartości. Doszło nawet do tego, że w XIX wieku za całkiem pewne uważano jego małżeństwo z mityczną Gertrudą, bratanicą samego Władysława Łokietka. Dziś, wiedząc już znacznie więcej o naszym bohaterze, nie musimy dorabiać mu królewskich paranteli, aby stwierdzić, iż był niewątpliwie jedną z największych w Polsce postaci I poł. XIV wieku.