Jarema

                                                                              
                                                                                                        Herb Wiśniowieckich -  Korybut 


Dla niektórych jest uosobieniem rycerskiej przeszłości, dla innych warchołem, zdrajcą, człowiekiem okrutnym, chciwym. Kto ma rację i czy można ten spór rozstrzygnąć?

 Przyszły bohater jak chcą jedni czy też zdrajca i miernota według drugich, urodził się w roku 1612 na Ukrainie. Ród, którego miał się stać najbardziej kontrowersyjnym przedstawicielem wywodzony był od wielkiego księcia litewskiego Giedymina – co niekiedy jest kwestionowane. Nie budzi wątpliwości fakt, że liczył w swych szeregach wojewodów, kasztelanów a przede wszystkim wojowników, których życie upływało w walkach toczonych na południowych i wschodnich krańcach państwa litewskiego a później polsko-litewskiego. Ironia losu sprawia, że jednym z nich jest Dymitr Wiśniowiecki, utożsamiany z twórcą Siczy Zaporoskiej, legendarnym Dymitrem-Bajdą.

  Swe imiona Jeremi Michał książątko zawdzięczało pamięci dziadów: Jeremiego Mohyły hospodara mołdawskiego i Michała Wiśniowieckiego, kasztelana bracławskiego a później kijowskiego. Wcześnie został sierotą. Gdy miał cztery latka zmarł mu ojciec a trzy lata później matka i chłopiec przeszedł pod opiekę stryja Konstantego Wiśniowieckiego, wojewody bełskiego a następnie ruskiego. Chował się wraz z jego synami Jerzym i Aleksandrem. Wraz z nimi został wysłany do jezuickiego kolegium we Lwowie, choć nie wiadomo kiedy i na jak długo. W każdym razie w 1629 roku książęta wyjechali dla kończenia edukacji za granicę. Byli w Rzymie, Padwie i Bolonii. Odwiedzili Niderlandy, zapoznając się z założeniami sztuki wojennej, a podobno – w co jednak niektórzy badacze wątpią – także i Francję. Do kraju wrócili w 1631 roku. W drugiej połowie tegoż roku Jeremi wyszedł spod opieki stryja. Głośnym echem odbiła się dokonana przez niego zmiana wyznania, porzucenie wiary przodków, przejście z prawosławia na katolicyzm. Późniejsi krytycy księcia będą mówić, że tym samym ściągnął na siebie klątwę matki, która w akcie fundacyjnym monasteru mharskiego groziła nią każdemu kto chciałby prześladować wiarę prawosławną. Zarzucą mu zdradę narodu ruskiego, zdradę współwyznawców, kierowanie się motywami materialnymi. Motywy jakimi książę się kierował, pozostają przecież w sferze domysłów. W sferze faktów, że Jeremi Wiśniowiecki dokonawszy konwersji, nie zmuszał do niej innych. 

  Lata, które bezpowrotnie zamknie wybuch powstania Chmielnickiego, ukazują Jeremiego Wiśniowieckiego jako znanego administratora, pod którego żelazną ręką rozkwitały pustoszone uprzednio przez Tatarów tereny zadnieprzańskie. Jako człowieka bezwzględnego ale według pojęć współczesnych. W wieku XVII, kanclerz litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł zwany Stróżem Praw pisał o nim, że „umiał zwyciężać i wrogów Ojczyzny i własnych nieprzyjaciół”. Jako organizatora obrony granic Rzeczypospolitej a zarazem, własnych majętności. Stąd za jeden z najbardziej tragicznych błędów Władysława IV uznać należy pominięcie księcia przy nominacjach hetmańskich. W roku 1646 król pod wpływem kanclerza koronnego Jerzego Ossolińskiego, oddał buławę polną wojewodzie czernihowskiemu Marcinowi Kalinowskiemu. W sumie, ówczesny Jeremi Wiśniowiecki zwracając na siebie uwagę, mieścił się w ramach prawa i bezprawia swych lat. Wielkie a zarazem tragiczne dni, które nadadzą mu wymiar wyjątkowy nadejdą z chwilą wybuchu powstania Chmielnickiego i klęsk ponoszonych od roku 1648 przez wojska koronne.

  W końcu kwietnia 1648 roku, około 1500 Kozaków rejestrowych i tyluż żołnierzy kwarcianych oraz nadwornych (w tym 100 dragonów Wiśniowieckiego), którzy z rozkazu hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego wyruszyli przeciwko powstańcom, zostało osaczonych pod Żółtymi Wodami przez około 800 Kozaków Bohdana Chmielnickiego i 5000-7000 Tatarów Tuhajbeja. Położenie wojska którym dowodził Stefan Potocki, syn hetmana wielkiego Mikołaja, istotnie pogorszyło się, gdy 4 maja na stronę powstańców przeszło około 4000 płynących Dnieprem Kozaków rejestrowych. Podjęto przecież walkę przeplataną rozmowami, dodać trzeba: zdradzieckimi, bo w ich toku powstańcy pochwycili paru wyższych oficerów, w tym Stefana Czarnieckiego oraz działa. 15 maja Stefan Potocki zdecydował się na odwrót. 16 maja dowodzone przez niego oddziały zostały rozbite, on sam ranny dostał się do niewoli i 19 maja zmarł. Następnie powstańcy ruszyli przeciwko siłom głównym (wśród nich był pułk wojsk nadwornych księcia, którym dowodził strażnik koronny Aleksander Zamoyski). 

  26 maja 1648 roku doszło do bitwy pod Korsuniem, około 150 km na południowy wschód od Kijowa, zwycięstwa oddziałów powstańczych i dostania się do niewoli tatarskiej obu hetmanów.

  Jeremi Wiśniowiecki dowiedział się o klęsce korsuńskiej w Jahotyniu, około 30 km na południowy wschód od Perejesławia już 27 maja. Zamiar przeprawy przez Dniepr pod Ryszczewem nie powiódł się, bowiem sprzyjająca powstańcom miejscowa ludność zniszczyła promy. W rezultacie książę, który miał około 2000 żołnierzy przy sobie przeprawił się pod Lubeczem, po czym idąc przez Owrucz, 28 czerwca po przebyciu około 750 km dotarł do Pohrebyszcz. Było to osiągnięcie zasługujące na szczególne wyróżnienie, bowiem trudy marszu potęgowało ukształtowanie terenu, lasy i bagna. Co więcej, idący osłaniali dwór książęcy, oraz rzesze uciekającej przed męczeńską śmiercią ludności żydowskiej. Zasadność jej obaw poświadczy widok Pohrebyszcz, przez które niedawno przetoczyła się fala powstańcza. Na dokonaną rzeź szlachty i Żydów książę odpowiedział krwawym terrorem. Wójt, kilku rajców i popów zmarło na palu. Innych ścinano. Jeszcze innym ucinano ręce. Podobnie krwawo Jeremi Wiśniowiecki rozprawił się z posądzoną o zdradę ludnością Niemirowa i Przyłuki. Dnia 16 i 17 lipca starł się z powstańcami pod Machnówką (około 20 km na południe od Berdyczowa). W końcu miesiąca pod Starym Konstantynowem, chorągwie książęce zwyciężyły w otwartym boju Kozaków Maksyma Krzywonosa, jednak nie zdołały zdobyć taborów i książę wycofał się na Wołyń.

  Ówczesny program Jeremiego Wiśniowieckiego sprowadzał się do hasła walki aż po zwycięstwo, do okazania łaski ale pokonanym, do żądania aby warunki współżycia ustalali zwycięzcy. Pierwsze określało charakter działań doraźnych, a ostatnie wymagało współuczestniczenia całego narodu szlacheckiego i jak poprzednie okazało się sprzeczne z poglądami ludzi, którzy decydowali o posunięciach strony polskiej.

  Źródłem rozbieżności była odmienna ocena charakteru powstania kozackiego. Kanclerz koronny Jerzy Ossoliński, który po śmierci Władysława IV (20 V 1648) przejął kierowanie sprawami państwa, był przekonany o możliwości porozumienia się z Bohdanem Chmielnickim. W pierwszych dniach czerwca przedłożył mu za pośrednictwem wojewody bracławskiego Adama Kisiela propozycję rozmów. Kozakom da to gwarancję bezpieczeństwa, czas potrzebny na organizację wojska, rzecz tym cenniejsza, że tymczasem odeszli na Krym Tatarzy a zarazem nie zahamuje fali powstańczej. Równocześnie przeprowadził nominację regimentarzy, którzy mieli sprawować władzę nad wojskiem do czasu powrotu hetmanów z niewoli. Wychodząc z założenia o lokalnym charakterze konfliktu kozackiego, za główne kryterium wyboru uznał walory polityczne przyszłych wodzów. W rezultacie ci, którym powierzono obronę ojczyzny: Władysław Dominik Zasławski, Aleksander Koniecpolski, Mikołaj Ostroróg – wzbudzili większy niepokój wśród swoich niż u nieprzyjaciół. Gdy bowiem Chmielnicki nazwał ich „pierzyną, dzieciną, łaciną” to kanclerz litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł pisał w pamiętniku, iż „lepsze jest wojsko jeleni z wodzem lwem niż wojsko lwów z wodzem jeleniem”.

 Skutki niefortunnych koncepcji uwidoczniły się jesienią 1648 roku. 18 września oddziały koronne prowadzone przez regimentarzy z Bożej i Ossolińskiego łaski dotarły pod Piławce (około 25 km na południowy wschód od Starego Konstantynowa).   

  Tu pod wrażeniem strat doznanych w pierwszym starciu z powstańcami, a zwłaszcza nieoczekiwanej obecności Tatarów, „zgoła wojsko serce straciło”. Doszło do narady w polu na koniach i do powzięcia decyzji o odwrocie pod Stary Konstantynów. Manewr był ryzykowny już z racji panujących nastrojów ale w paniczną ucieczkę przekształcił się na wieść, iż pierwsi potajemnie porzucając wojsko i własne tabory pierzchnęli regimentarze. „Wojsko to postrzegłszy – pisał podkomorzy lwowski Wojciech Miaskowski – że nie masz wodzów, rzuciwszy o ziemię zbroje, pancerze, kopie… wszystko poszło, na rzeź piechotę wydawszy”! Obecny w obozie Jarema początkowo próbował ratować sytuację. Błędem było, że nie przyjął ofiarowanej mu podówczas buławy. Być może obawiał się, że zostanie oskarżony o dokonanie rozłamu w wojsku. Zresztą sytuacji nie opanował, również ruszył do Lwowa, który stał się punktem zbornym uciekinierów! Dnia 28 września ponownie zwrócono się do Jeremiego Wiśniowieckiego z propozycją a raczej żądaniem, aby objął dowództwo. „Prosząc dla miłosierdzia Bożego (…) aby się tego nie wzbraniał”. Książę zgodził się choć zastrzegł, że będzie dzielił władzę z Mikołajem Ostrorogiem, który jako jedyny z regimentarzy pozostał w mieście. Zaciągnięto 3000 żołnierzy (później oskarżono Wiśniowieckiego, że nie rozliczył się z otrzymanych pieniędzy) i nieoczekiwanie po otrzymaniu wiadomości o nadciąganiu oddziałów Chmielnickiego nowi regimentarze opuścili miasto. W liście, który wysłali z drogi tłumaczyli, że brak piechoty, słabość umocnień, wreszcie niedostatek żywności nie gwarantowały  skutecznej obrony miasta a jego upadek był równoznaczny z zagładą oddziałów stanowiących jedyną osłonę kraju. Kozacy istotnie dość łatwo zdobyli przedmieścia Lwowa i Wysoki Zamek. Nie podjęli jednak oblężenia lecz zażądali okupu, który po przetargach został im wypłacony. Jak potoczyłyby się wydarzenia gdyby regimentarze pozostali w mieście? Ze Lwowa wyprowadzono przede wszystkim jazdę i żołnierzy, którzy uciekli spod Piławiec, a więc, zdemoralizowanych wydarzeniami ostatnich dni i tygodni. Z pewnością mogli być źródłem chaosu. Mogli jednak pod ręką wodza z prawdziwego zdarzenia, a takim był Jeremi Wiśniowiecki, chcieć pomścić klęskę, która otrzyma nazwę „hańby plugawieckiej”. 

  Tymczasem 24 października Tatarzy wrócili na Krym. Kozacy ruszyli w głąb Polski i 6 listopada dotarli do Zamościa. Jeremi Wiśniowiecki wycofał się do Warszawy gdzie od 6 października obradował sejm elekcyjny. Bohdan Chmielnicki pozbawiony pomocy tatarskiej i nie wierząc w możliwość zdobycia potężnej twierdzy, począł łudzić możliwością pojednania tych, którzy łudzeni być chcieli. 22 listopada, w pięć dni po elekcji Jana Kazimierza, za którego wyborem się opowiedział (!), znakomity wódz, organizator i polityk kozacki wycofał się na Ukrainę. Miał rację o tyle, że w styczniu 1649 roku wyruszyło do niego poselstwo, któremu przewodził Adam Kisiel, aby w imieniu króla i Rzeczypospolitej ofiarować zapomnienie morza przelanej krwi i tysięcy popędzanych na Krym brańców tatarskich… łaskę. Niemal równocześnie, 9 lutego Jarema został pozbawiony władzy nad wojskiem, które do czasu powrotu hetmanów z niewoli przekazano kolejnym regimentarzom; Andrzejowi Firlejowi i Stanisławowi Lanckorońskiemu. Niestety, zawarte w haniebnych okolicznościach zawieszenie broni nie doprowadziło do wyrzeczenia się przez Kozaków związków z Krymem. Dodać trzeba, że byłoby to równoznaczne z ich rezygnacją z dążeń do własnej odrębności, a choćby autonomii. Nie zostało przedłużone poza pierwotny termin 22 maja 1649 – czego również należało oczekiwać. Jeszcze zimą Bohdan Chmielnicki mówił do komisarzy Rzeczypospolitej, iż „wybije z lackiej niewoli naród ruski”. Mimo to strona polska, nadal wierząc w skuteczność drogi dyplomatycznej, dopiero w początkach maja przystąpiła do zakrojonych na szerszą skalę przygotowań do wojny. 

  Obóz regimentarzy, który miał osłaniać gromadzenie się sił głównych koronnych został rozłożony pod Starym Konstantynowem. Wobec paniki jaka poczęła ogarniać oddziały na wiadomość o zbliżaniu się Chmielnickiego, regimentarze postanowili wycofać się na zachód. „Ta nasza rejterada równa ucieczce była” – napisze Andrzej Firlej. Nowym miejscem obrony wybrano Zbaraż, miejscowość położoną około 25 km na południowy wschód od Tarnopola. Tu 9 lipca 1649 roku przybył ze swoimi ludźmi Jeremi Wiśniowiecki. 10 lipca nadciągnęły wojska kozackotatarskie. I z tą chwilą rozpoczęła się trwająca ponad 6 tygodni obrona, a właściwie, epopeja zbaraska. Dla późniejszych chwalców księcia był on jej postacią naczelną. Dla przeciwników, którzy wyliczali ile szturmów przypadło na poszczególne odcinki umocnień był on postacią podrzędną. W istocie nie on, lecz Andrzej Firlej był głównym regimentarzem. Nie ulega jednak wątpliwości, że z chwilą przybycia Jeremiego Wiśniowieckiego morale wojska uległo zmianie. „Sam Pan Bóg nam tego człowieka przyniósł, gdyż i radą i męstwem ratował nas” – pisał anonimowy autor tzw. „Diariusza krótkiego oblężenia Zbaraża”. Po raz pierwszy w tej wojnie, wojsko koronne stawiło czoła potędze Bohdana Chmielnickiego. Zbarażczyków wyzwoliła dopiero zawarta przez króla ugoda zborowska, którą nazwać można haniebną, skoro w praktyce zezwalała by powracający na Krym Tatarzy wybierali jasyr. Uratowała jednak władcę i zebrane pod Zborowem (około 35 km na północ od Tarnopola) wojska przed klęską i nie przybliżyła rozstrzygnięcia kwestii kozackiej. W rezultacie po roku 1650, spokojnym jak cisza przed burzą, w 1651 działania zostały wznowione. Po mało pomyślnej dla Polaków kampanii wiosennej, w dniach 28-30 czerwca doszło pod Beresteczkiem nad rzeką Styr (około 120 km na północny wschód od Lwowa) do starcia sił głównych, Jeremi Wiśniowiecki walczył na lewym skrzydle wojsk koronnych. Zwrócił na siebie powszechną uwagę w dniu 30 czerwca, kiedy to – jak notował w diariuszu Stanisław Oświęcim – bez zbroi z gołą szablą w dłoni prowadził atak 18 chorągwi jazdy, który uwieńczyło przełamanie szyku nieprzyjacielskiego. Pierwsze wielkie zwycięstwo odniesione w tej wojnie przez wojsko koronne okazało się przecież dla księcia ostatnie. Jeremi Wiśniowiecki zmarł nagle 20 sierpnia 1651 roku w czasie marszu za uciekającym przeciwnikiem. Przeprowadzona sekcja zwłok wykluczyła – na ile ówczesny stan wiedzy medycznej pozwalał – otrucie. Analiza objawów choroby, której dokonał, i w roku 1936 opublikował wnioski, dr Witold Ziembicki, wskazuje, że przyczyną śmierci była zakaźna biegunka lub ostre zatrucie pokarmowe. W 1653 roku ciało księcia zostało złożone w kościele benedyktyńskim na Świętym Krzyżu i zapewne w czasie pożaru jaki miał miejsce w końcu XVIII wieku, spłonęło.   

  Jeremi Wiśniowiecki uważany jest czasem za uosobienie rycerskiej przeszłości. Czasem nazywany warchołem i zdrajcą. Niekiedy odmawia mu się wszelkich cech wyjątkowych i sprowadza do rzędu miernot. Chwalcy utożsamiają go z ideałem, krytycy z ideałem zestawiają – co musi przesądzać nie tylko treść lecz także ton wygłaszanych opinii. I jedni i drudzy zdają się zapominać o rzeczywistym obrazie wieku XVIII, o obustronnym okrucieństwie wojen chłopskich, o ponadczasowej bezwzględności wojen domowych. Pomijając oskarżenia, których nie potwierdziły jednoznaczne dowody winy, należy przypomnieć, że ów warchoł dawał w chwili próby przykład poszanowania prawa – poddając się pod rozkazy innych, bo byli mianowani w imieniu Rzeczypospolitej. Mówiąc o okrucieństwie Jeremiego Wiśniowieckiego trzeba wiedzieć, że było niczym wobec tego co działo się w Niemczech w dobie wojny trzydziestoletniej (zdobycie Magdeburga przez katolickie oddziały J. Tillyego w 1631), zresztą nie różniło się od okazywanego przez ludzi, którzy tak jak Stefan Czarniecki weszli do Panteonu narodowego. Zarzucając zaś księciu chciwość, nie można przemilczać, że wodzom tej doby wojna przynosiła zwykle oprócz sławy także bogactwo. Wiśniowiecki utracił w niej wszystko lub niemal wszystko.




bootstrap responsive templates