Radlińskie legendy
Wokół ruin zamkowych krąży wiele legend. To ponoć dla
przepędzenia pojawiających się upiorów Radoliński
nakazał rozbiórkę pałacu. Miejscowa ludność powtarzała
z pokolenia na pokolenie, że pałac połączono z pobliskim
kościołem podziemnym przejściem. Dowodem mają na to być
wyorywane do dzisiaj kamienie z fragmentami zmurszałych
cegieł. Znaleźli się podobno śmiałkowie, którzy odważyli
się zejść w te podziemne korytarze, lecz musieli stamtąd
uciekać, gdyż nagle gasły im świece i mieli trudności z
oddychaniem. Inne z kolei legendy wiążą się z rodziną
Sapiehów. Otóż jeden z nich miał wyjątkowo złą naturę,
gdyż - zmuszając ludzi do ciężkiej pracy - nie tylko
marnie płacił, ale nawet podsłuchiwał swych poddanych.
Przebierał się nieraz za żebraka i przepytywał mieszkańców
okolicznych wsi, co sądzą o gospodarzu pałacu. Tych, którzy
źle się o nim wyrażali, kazał porywać, a następnie
surowo karać. Biedaków wrzucano do studni, nabitej ostrymi
hakami, które spadającemu w dół nieszczęśnikowi szarpały
ciało. Jęki i krzyki ofiar usłyszeć można ponoć
jeszcze dzisiaj przy pałacowych ruinach w księżycowe
wieczory. Inna legenda mówi, iż jeden z Sapiehów tak
obawiał się o własny majątek, że niezwykle rzadko
opuszczał Radlin. A kiedy już musiał opuścić swą
rezydencję, to wsiadał na konia, którego podkowy przybite
w odwrotną stronę sugerowały, że pan zamku właśnie wrócił!
Cóż, takie sobie pańskie dziwactwa...
|
|
|
|