konkurentów do jej ręki, ona jednak wszystkich grzecznie acz stanowczo odprawiała, poświęcając się całkowicie wychowaniu dzieci.

 

  Niestety, dotknęło ją wielkie nieszczęście - śmierć zabrała dwoje młodszych. Cios ten sprawił, iż z jeszcze większą troską czuwała nad ukochanym pierworodnym Ludwikiem, posuwając swą miłość macierzyńską do granic niemalże namiętności. Ale i tutaj czekał ją straszliwy cios. Oto krewni jej męża oskarżyli ją w sądzie o świadome przyczynienie się do śmierci dwojga młodszych dzieci, a twierdząc, że podobny los spotkać może najstarszego, zażądali oddania go sobie pod opiekę.

  Wyobrazić sobie można, czym oskarżenie takie było dla matki, która całe swe życie poświęciła dziecku. Nie próbowała się jednak bronić. Duma nie pozwalała jej na to. Jak pisze Amilkar Kosiński:

(..J Cierpkie, straszne było przecież odtąd jej życie, zamknąwszy się w swym starożytnym zamku opuścić go ara na krok, z nikim nie chciała się widzieć, dni jej upływały we łzach, noce w bezsenności, jedną rozkoszą było przebywanie w izbie zamieszkałej niegdyś przez pierworodnego, bawienie się pozostałymi po nim sprzętami, poglądnie na jego portret. W innych chwilach przechadzała się po obszernych komnatach gmachu, lub stojąc w oknie, piękne, zalane łzami oczy zwracała na drogę ku Krakowi wiodącą, którą uwięziono jej syna...

  Z czasem jednak rozdzielona ze swym najdroższym dzieckiem matka zdradzać zaczęła niezwykły dar. Oto potrafiła ona odgadywać co dzieje się z jej synem, ba widziała go przy nauce, zabawie lub w chorobie. Ale ten właśnie cudowny dar jasnowidzenia stał się przyczyną jej śmierci. Zobaczyła bowiem rzecz straszną. Jej ukochany Ludwik, pozostawiony przez niedbałego lokaja bez opieki, utonął w głębokim stawie.

   W tejże samej chwili matka straciła przytomność, której już nigdy nie odzyskała. Umęczone serce me wytrzymało strasznego bólu (...)

Od tego czasu duch bladej kobiety pokazuje się w zamkowych ruinach. Nie jest to jednak duch straszny. W myśl powszechnego przekonania przynosi on szczęście temu, kto go ujrzy. Taki właśnie niezwykły przypadek podaje w swej relacji Amiklar Kosiński:

  (...) W nieszczęsnym 1831 roku, w czasie panującej cholery, przyszła do miejscowej karczemki jakaś ciężarna żebraczka, osłabiona wyraźnie nie tylko podróżą lecz i cierpieniem. Że przesąd ludu obwiniał szczególniej tułających się po kraju żebraków o roznoszenie zajadłej choroby, nie zważając na prośby o przytułek chorej, gospodarz karczmy wydalił ją z domu. Nieszczęśliwa, w podobny sposób odpychana z każdej chaty, zaszła w ruiny zamku.

  Co się tam z mą działo, Bóg jeden wie; w parę dopiero tygodni jakiś chłopak późno w nocy przechodząc koło ruiny, usłyszał kwilenie dziecka, zdziwiony, coby to znaczyło, wdrapał się na górę lecz prędko zbiegł z niej z niesłychaną a dziwną wiadomość przyniósł do wioski.

  Widział bladą kobietę, jak ta w jednej z ruderowanych komnat tuliła drobne dziecię i podawała mu piersi.

   Nazajutrz, co było mieszkańców we wsi, zeszli do ruin i rzeczywiście gdy nie znaleźli ducha, to małe, tygodniowe mniej więcej dziecko, żałośnie kwilące, a spoczywające na trupie żebraczki, przed kilkunastu dniami widzianej w karczmie.

  Ta zaś niewiasta, po trupie miarkując, już od dni kilku musiała rozstać się z życiem.

  Czymże po jej zgonie żywiło się dziecko? A znaleziono jeśli nie zupełnie hoże to zdrowe!

  Zaiste, są rzeczy o których ani się śniło filozofom naszym i takie, których żaden z nich zrozumieć, odgadnąć i wytłumaczyć, mimo swego rozumu i nauki nie potrafi (...)