d wsi Babice wąska, kamienista droga prowadzi przez piękny, bukowy las do obronnego zamku na wzgórzu górującym nad okolicą. W dzień jeżdżą nią wozy z pobliskich gospodarstw, nocami - spotkać można karetę zaprzężoną w szóstkę karych koni, jadącą w kierunku zamku.
Wśród mieszkańców okolicznych wsi od niepamiętnych czasów krążyły opowieści o tym tajemniczym pojeździe. Ostatnio widzieli go w roku 1972 młodzi turyści z Wrocławia.
Wędrując autostopem, rozbili swój namiot na łące, w pobliżu bukowego lasu. Lipcowa noc była ciepła, pogodna, księżyc w pełni. Postanowili więc nie czekając ranka zobaczyć zamek w świetle księżyca. Szli drogą wśród lasu, ale nawet i tu nie było ciemno, księżycowy blask przesączał się przez liście. Byli już prawie na szczycie wzgórza, kiedy zerwał się wiatr, las zaszumiał, a na drodze - chyba ze sto metrów za nimi - pojawił się jakiś ciemny kształt, który zbliżał się szybko. Po chwili już można było poznać, ze jest to jakby duża bryczka, ciągnięta przez trzy pary koni. To spotkanie późnym wieczorem z niezwykłym zaprzęgiem, w miejscu przecież odludnym, było tak nieoczekiwane, ze w pierwszej chwili ogarnęło ich zdumienie. Zeszli na pobocze drogi, a wtedy obok nich przesunęła się czarna kareta.
Jechała szybko, może nawet zbyt szybko jak na stromą i wyboistą drogę. Nie zauważyli, czy ktoś siedział na kozie. Najbardziej zdumiał ich fakt, ze nie słychać było turkotu kół po kamieniach i tętentu końskich kopyt. Wtedy dopiero ogarnięci strachem biegiem wrócili do namiotu.
O widmowej karecie wspomina tez Tomasz Jurasz, autor interesującej książki Zamki i ich tajemnice: (...) Jeszcze do dziś trwa w okolicy legenda, ze kiedy w pobliskich wsiach pieją kury (...) i zajeżdża na zamek kareta zaprzężona w sześć wronych koni, wysiada z niej biskup w purpurze i dostojnym krokiem udaje się do wnętrza (...).
W historii zamku zwanego Lipowiec, sięgającej XIII wieku, wiele było wydarzeń mogących tłumaczyć pojawianie się widmowego pojazdu.
Kasztel zbudował biskup Jan Prandota i od tego czasu warownia należała do dóbr kościelnych. Od XV wieku służyła za więzienie dla kacerzy, trzymanych w celach wieży więziennej. Pod wieżą znajdował się loch, do którego przez otwór w sklepieniu spuszczano więźniów skazanych na śmierć głodową. W czasach reformacji pokutował tu za swe poglądy Włoch z Mantui, Franciszek Stankar. Według tradycji, był to jedyny więzień, któremu udało się zbiec z Lipowca. Podobno ucieczkę ułatwiła zakochana w urodziwym Włochu córka dozorcy.
W XVIII wieku, kiedy spory doby reformacji wygasły, inni więźniowie zapełnili ciasne cele. Już nie religijne poglądy przywiodły ich tu, ale sprzeniewierzenie się regułom duchownego stanu.
Któryś z nich namalował na ścianie celi postać mnicha, a obok dwa złączone serca (wyblakłe to malowidło można było oglądać jeszcze na początku naszego stulecia). Kary były już wówczas zresztą nie tak surowe. Zwykle po odprawieniu rekolekcji i kilkumiesięcznej pokuty romansowi mnisi i księża opuszczali Lipowiec.
Zamek w Lipowcu spotkał los wielu polskich kaszteli zdobyty i spalony w czasie szwedzkiego najazdu, popadł stopniowo w ruinę Obecnie trwają w zamku prace konserwatorskie.
Radzimy wybrać się do Lipowca latem lub wczesną jesienią, gdy czerwienieją bukowe liście, a noce bywają jeszcze ciepłe. Wieczorem wybierzcie się na spacer i zatrzymajcie na poboczu kamienistej ścieżki wiodącej do zamku Kareta zwykła przejeżdżać tędy między godziną dziesiątą a północą. Zbliżanie się jej zwiastuje nagły podmuch chłodnego wiatru.