rzepięknie nad Sanem położony, broniony czterema potężnymi basztami: Boską, Papieską, Królewską i Rycerską, otoczony rozłożystymi drzewami starego parku, zamek w Krasiczynie zwany bywa trzecią - obok Wawelu i Baranowa - perłą polskiej architektury renesansowej.
Początek rodowej siedziby Krasickich to wzniesione przez Jakuba Krasickiego w połowie XV wieku obronne fortalitium. Budowę murowanego zamku, a właściwie pałacu, rozpoczął około roku 1580 kasztelan przeworski, Stanisław z Siecina Krasicki, według planów włoskiego architekta Galeazzo Appiani, a dokończył jego syn Marcin w latach 1606-1614. Magnat całą gębą, chlubiący się otrzymanym właśnie od cesarza Fryderyka II hrabiowskim tytułem, przyozdobił Krasiczyn tak wspaniale, że przepychem przewyższył on rezydencje monarchów. To wówczas powstały wspaniałe, do dziś zachowane attyki, a także przepiękna sgraffitowa dekoracja elewacji wokół dziedzińca.
O wyposażeniu zamkowych wnętrz opowiadano cuda. Oglądali je liczni goście, wśród nich koronowane głowy. Krasiczyn odwiedził Zygmunt III Waza, Władysław IV, Jan Kazimierz. W 1689 roku przeszedł Krasiczyn w ręce rodziny Tarłów, a w początku XVIII wieku splądrowany został i poważnie zniszczony przez wojska rosyjskie. W 1852 roku zamek, należący wówczas do Sapiehów, zniszczył ogromny pożar. Sapiehowie przywrócili mu dawną świetność, choć dokonane tu - zwłaszcza w okresie międzywojennym - przeróbki, z konserwatorskiego punktu widzenia nie były najszczęśliwsze. W rękach Sapiehów pozostał Krasiczyn do roku 1945.
Właśnie wśród sapieżyńskie czasy pamiętających mieszkańców pobliskich wsi krążą opowieści o pojawiającej się na zamkowym dziedzińcu tajemniczej zjawie, którą zwą tu powszechnie Bielicą.
Na własne oczy widział ją ponoć, mieszkający dziś w Oświęcimiu, dawny lokaj księcia. Pojawiała się ona w upalne noce lipcowe, w północno-zachodniej części dziedzińca, tuż u stóp wieży zwanej Zegarową.
Podanie głosi, iż niegdyś z wieży tej skoczyć miała młoda dziewczyna, wolała bowiem wybrać śmierć niż ślub z niekochanym.
W historycznych przekazach nie udało nam się natrafić na ślad owego wydarzenia, jednak pamiętać trzeba, że wiele dokumentów rodu Sapiehów spłonęło w czasie wielkiego pożaru krasiczyńskiego zamku, który wybuchnął w dniu ślubu Adama Sapiehy z Jadwigą z Sanguszków, 3 marca 1852 roku.
Bielica nie pojawia się w Krasiczynie często. Są nawet ludzie, np. mieszkający dziś w Korytnikach za Sanem dawny koniuszy księcia Sapiehy, którzy wręcz wątpią w jej istnienie. Jednakże...
Było to latem 1945 roku. Krasiczyński zamek znów jak za dawnych czasów pełnił funkcję warowni. W okolicy grasowały bandy UPA i okoliczna ludność uciekała z dobytkiem do Krasiczyna, by tu za grubymi, warownymi murami szukać schronienia. Stłoczeni ludzie koczowali w komnatach, po kilka rodzin w każdej. Murów strzegła zorganizowana naprędce ludowa milicja. Trzykrotnie ukraińscy nacjonaliści atakowali zamek i trzykrotnie ataki odparto. Banda spaliła jedynie pobliski browar, zamku jednak nie zdobyła.
I wówczas to właśnie, wkrótce po zakończeniu jednego ze szturmów, u stóp Wieży Zegarowej na dziedzińcu zamkowym ukazała się Bielica. Widziało ją zbyt wiele osób jednocześnie, by w grę wchodzić tu mogło złudzenie czy halucynacja. Postać w bieli klęczała na schodach wiodących do wieży, wyraźnie widoczna w świetle księżyca. Gdy jednak kilku śmiałków chciało się do niej zbliżyć, znikła. Od tego też czasu nie pojawiła się nigdy. Miał ją wprawdzie widywać jeszcze dozorca zamku, jednak nie są to wiadomości pewne. Może wypłoszyła zjawę młodzież z mieszczącego się tu po wojnie Liceum Leśnego?
Przed kilkunastu laty Liceum z zamku przeniesiono. Rozpoczęto prace konserwatorskie, których końca jednak nie widać.
Być może, gdy prace zostaną zakończone, u stóp odnowionej wieży znów pokazywać się zacznie Bielica?