śród licznego pocztu polskich duchów, kórnicka Biała Dama zajmuje miejsce szczególne. O zjawie tej wie niemal każdy. Była tematem wielu filmów, reportaży telewizyjnych, ba, wyobrażona jest nawet na neonie zachęcającym do zwiedzenia kórnickiego pałacu. Słowem znają ją wszyscy i - jak to zwykle w takich wypadkach bywa - dotarcie do prawdy, oddzielenie ziarna wiarygodnych relacji od legend i wydumanych opowieści, to dla badacza zadanie niełatwe. Spróbujmy jednak podjąć ten niewdzięczny trud.
Kórnicki pałac. Majestatyczna, otoczona fosą budowla, przeglądająca się w wodach pobliskiego jeziora. Wokół pałacu rozległy park, jeden z najpiękniejszych w Polsce.
Dziś, po licznych przeróbkach i przebudowach, zwłaszcza dokonanych w ubiegłym stuleciu, za czasów Tytusa Działyńskiego, pałac nosi cechy stylu neogotyckiego, kryje w sobie jednak znacznie starsze partie, mury pamiętające pierwszych właścicieli tych włości - Górków. To właśnie Mikołaj Górka w 1425 roku wzniósł tu pierwszy zamek. Jego wnuk, wojewoda poznański Stanisław, w trzeciej ćwierci XVI wieku przebudował rodowe gniazdo na wspaniałą, renesansową rezydencję. W tym to właśnie renesansowym pałacu gościł zdążającego do Krakowa na koronację przyszłego króla, Henryka Walezjusza. Stanisław był ostatnim męskim potomkiem rodu Górków. Po jego śmierci Kórnik kilkakrotnie zmieniał właścicieli, by na koniec w 1676 roku przejść w ręce rodziny Działyńskich, którzy rezydowali tu do końca XIX stulecia. Po bezpotomnej śmierci Jana Działyńskiego dobra kórnickie przeszły na własność generała Władysława Zamoyskiego, który przekazał w roku 1925 pałac wraz ze wspaniałą biblioteką i bezcennymi, zgromadzonymi przez dwóch ostatnich Działyńskich zbiorami narodowi, tworząc tak zwaną Fundację Kórnicką.
Dziś zamkiem, biblioteką i zbiorami zawiaduje Polska Akademia Nauk. Księgozbiór służy uczonym, wspaniałe wnętrza i zbiory udostępniono zwiedzającym.
Kórnickie muzeum posiada ciekawy zestaw zabytkowych mebli, cenne okazy dawnej broni i zbroi, trofea myśliwskie, zbiory archeologiczne i etnograficzne, a także wspaniałą galerię portretów z XVII, XVIII i XIX stulecia.
Wśród tych portretów wyróżnia się zwłaszcza jeden: strojna w wyszukanego kroju białą suknię dama pochyla się w dworskim ukłonie. Podpis pod obrazem głosi: A. Pesne - Teofila z Działyńskich Szołdrska-Potulicka.
O tym właśnie portrecie krążą szeroko rozpowszechnione legendy. Ale czy tylko legendy? Jeden z najstarszych pracowników muzeum, doskonale pamiętający jeszcze czasy Fundacji, opowiada, że jego ojciec pracował w pałacu u pana Zamoyskiego i od niego to właśnie po raz pierwszy usłyszał o Białej Damie. Ojciec wziął go kiedyś do zamku, pokazał portret i opowiedział, że zdarza się, iż nocą, tuż przed godziną dwunastą, dama na portrecie ożywa. Wychodzi z ciężkich, złoconych ram i podtrzymując dłonią suknię udaje się do parku. Tam już czeka na nią rycerz na karym koniu. Proponuje jej przejażdżkę. Oboje krążą po parkowych alejach, by z pianiem pierwszego kura rozstać się. Rycerz znika, dama powraca na portret do Sali Herbowej.
Rozmówca nasz nie należy do ludzi lekce sobie ważących jakiekolwiek przekazy o manifestacji sił nadprzyrodzonych. Sam miał niejednokrotnie do czynienia ze zjawiskami, których natury, mimo najlepszych chęci, nie udało mu się wytłumaczyć w kategoriach chłodnego racjonalizmu, toteż przekonany jest, iż w opowieściach o kórnickiej Białej Damie tkwić musi ziarno prawdy.
Niewątpliwie opowieść o czekającym w parku rycerzu to już upiększająca legenda, niemniej fakt, iż z portretem pani Teofili z Sali Herbowej łączą się jakieś tajemnicze, a niewytłumaczalne historie, zdaje się być nie do podważenia. Skądże bowiem wzięłaby się owa tradycja, przekazywana jeszcze przez poprzedników jego ojca na stanowisku zarządcy zamku, panów Frąckowiaka i Richtera? Tradycja za czasów jego młodości tak żywa, iż nikt nie odważyłby się pozostać po zmroku sam na sam z Białą Damą? Czym wytłumaczyć liczne przekazy o tajemniczych, dochodzących z Sali Rycerskiej krokach i trzaskach? Jakże wreszcie wyjaśnić fakt, iż za każdym razem, gdy tylko postanowił pozostać nocą w Sali Rycerskiej by do końca wyjaśnić zagadkę, jakaś nieznana siła powstrzymywała go przed tym zamiarem?
Być może klucz do rozwiązania zagadki uda się odnaleźć, przyjrzawszy się bliżej wyobrażonej na portrecie damie? Z zachowanych przekazów wynika, iż Teofila z Działyńskich primo voto Szołdrska secundo voto Potulicka była pod każdym względem osobą nieprzeciętną.
Niezwykle jak na owe czasy wykształcona, co tydzień sprowadzała z Paryża nowości wydawnicze, posyłając tam w zamian brudną bieliznę do prania. Urodzona w 1714 roku przeżyła dwóch mężów, z którymi pożycie nie układało się jej najlepiej, toteż całą energię poświęciła na działalność gospodarczą w swych dobrach, a także na przebudowę i upiększanie zamku. Jej właśnie zawdzięczamy wspaniały, do dziś zachowany park.
Należała do osób nie znoszących sprzeciwu, a jako “literatka” - tak ją potocznie nazywano - sprzyjała miejscowym dysydentom, za co niejednokrotnie spotykały ją ostre wymówki ze strony miejscowego proboszcza. Zmarła 26 listopada 1790 roku, przeżywszy lat siedemdziesiąt i sześć.
Cały swój majątek, w tym także dobra kórnickie, zapisała swemu jedynakowi z pierwszego małżeństwa, podkomorzemu Feliksowi Szołdrskiemu. Po jego bezpotomnej śmierci klucz kórnicki, po długim i głośnym w całej Polsce procesie, przeszedł ponownie we władanie rodu Działyńskich.
Tak oto w skrócie wyglądałaby historia Białej Damy. Jak dotychczas nie natrafiliśmy na nic, co mogło być przyczyną, iż hrabina Teofila nie może po śmierci zaznać spokoju. Wszak trudno za powód taki uważać nadstawianie ucha płynącym z Paryża nowinkom, co gorszyć mogło prowincjonalnego proboszcza, ale w owych czasach, tuż przed Wielką Rewolucją, było w Polsce zjawiskiem dość powszechnym. Archiwa kórnickie pełne są wiadomości o gospodarczej działalności hr. Teofili. Między innymi odnaleźć tu można notatkę, że po groźnym pożarze, który do szczętu nieomal zniszczył miasteczko Kórnik, pani Potulicka rozkazała rozebrać wznoszące się nad jeziorem ruiny dawnego zameczku myśliwskiego Górków i uzyskaną z rozbiórki cegłę rozdać mieszkańcom na budowę zabezpieczających na przyszłość przed pożarem kominów.
Wzmianka, zdawałoby się niewiele mówiąca, ot, godna pochwały działalność filantropijna pani na Kórniku, gdy jednak zestawimy ją z tym, co wiadomo na temat myśliwskiego zameczku Górków, okaże się, iż nie jest ona bez znaczenia.
Otóż w ubiegłym stuleciu, wydawane było w Lesznie pismo Przyjaciel Ludu czyli tygodnik potrzebnych i pożytecznych wiadomości. W tym to właśnie tygodniku, w numerze 28 z 14 listopada 1835 roku, wyczytać można historię, o której dziś jeszcze wspominają co starsi mieszkańcy Kórnika czy Bnina. Otóż niegdyś władali Kórnikiem Górkowie - ród nie tylko potężny, ale i bajecznie bogaty. Podobno nagromadzone ogromne skarby ukrywali właśnie w owym myśliwskim zameczku; tam też po śmierci Stanisława Górki strzec ich miały złe duchy.
Zameczek z czasem legł w ruinie, nic dziwnego więc, że ludzie chcieli dobrać się do owych skarbów. Złe duchy jednak skutecznie broniły dostępu. Moc diabelska złamana być mogła jedynie wówczas, gdy na owo miejsce uda się ksiądz z procesją. Próbować może trzykrotnie, jednak w żadnym wypadku nie wolno mu zapomnieć niczego z przepisanych liturgią obrzędów.
Trzykrotnie wyprawiał się bniński proboszcz do ruin, trzykrotnie jednak okazywało się, iż czegoś zapomniał: to stuły, to kropielnicy, to kropidła. Moc diabelska nie została zniszczona, skarby głęboko zapadły się pod ziemię, a miejsce to otaczać zaczęła jeszcze gorsza sława.
I oto hr. Teofila, jak gdyby nigdy nic, każe ruiny rozebrać na budulec! Nie wiedziała, czy też nie chciała wiedzieć o strzegących tego miejsca ciemnych mocach? Trudno dziś dociec, jedno jest pewne: była to z jej strony lekkomyślność. Trudno tu oczywiście o niezbite dowody, ale czy nie ten fakt właśnie sprawił, iż do dziś Biała Dama nie może zaznać spokoju, krążąc po salach pałacu i po alejkach kórnickiego parku?