responsive web templates

Alchemik z Nowosądeckiego rynku

  ośród wielu opowieści i legend o zjawach, duchach i wszelkich niezwykłościach, jakie usłyszeć można w mieście nad Dunajcem, jedną z najciekawszych jest chyba historia o Sędziwoju, przesławnym alchemiku, goszczonym na niejednym królewskim dworze.

  Michał Sędziwój (1566-1646), znany w całej siedemnastowiecznej Europie jako Sendivogius Polonus, lub też pod pięknie brzmiącym mianem “księcia alchemików”, był postacią niezwykłą i godną pamięci.
  Pochodził z okolic Nowego Sącza i w mieście tym pobierał ponoć pierwsze nauki, a odznaczał się tak niezwykłymi zdolnościami, że dzieckiem nieledwie wstąpił na uniwersytet krakowski. Nie nęciła go jednak ani kariera duchowna, ani sędziowska toga, ani nawet doktorski biret, choć początkowo zamierzał poświęcić się medycynie.
  Ambitny młodzieniec chciał zgłębić tajemnice natury - posiąść sekret kamienia filozoficznego, znaleźć sposób zamieniania metali nieszlachetnych w najczystsze, dukatowe złoto.
  Odziedziczywszy po ojcu znaczny majątek, wyruszył w podróż po Europie. Odwiedzał najznakomitszych ówczesnych alchemików, skupywał pożółkłe rękopisy, przeprowadzał coraz to nowe doświadczenia.
  W czasie tej podróży wydarzyła mu się przygoda, która wywarła wpływ na jego dalsze życie. Przejeżdżając przez Saksonię, uwolnił z więzienia włoskiego alchemika Sethona, wtrąconego tam za to, że chciwemu księciu Christianowi nie chciał zdradzić tajemnicy zamieniania ołowiu w złoto.
  Z wdzięczności Sethon obdarował polskiego alchemika uncją proszku, który jakoby miał zdolność przemieniania kilograma ołowiu w kilogram złota. Wkrótce Sethon - wyczerpany torturami, których nie szczędzili mu książęcy oprawcy - zmarł, pozostawiając Sędziwojowi w spadku wszystkie swe księgi, tygle i retorty, a przede wszystkim ów proszek oraz... swą młodą jeszcze żonę Weronikę.
 Sędziwój szybko poślubił wdowę po sławnym alchemiku i wyjechał z nią do Czech, dokąd wezwał go cesarz Rudolf II, parający się alchemią, magią i astrologią.
  W jednej z sal zaniku na Hradczanach, w obecności cesarza i jego dworu, Sendivogius wrzuciwszy do tygla kawałek ołowiu wsypał doń szczyptę proszku Sethona, zmieszał i - z roztopionego metalu wyciągnął sztabkę złota. Uszczęśliwiony cesarz kazał inskrypcję o tym wydarzeniu umieścić na sklepieniu, a syt chwały i zaszczytów Sędziwój wyjechał do Wirtembergii.
  Ówczesny władca tego państwa, Fryderyk III, lubił otaczać się alchemikami, wierząc, że w ten sposób napełni swój pusty wiecznie skarbiec workami dukatów. Sędziwój z dużym powodzeniem demonstrował swe doświadczenia na książęcym dworze. Spotkała go tu jednak bardzo niemiła przygoda. Przebywający tam wówczas alchemik Mühlenfels, dotychczasowy faworyt władcy, zazdrosny o splendory spływające na Sendivogiusa, pojmał go razem ze swymi sługami, potłukł alchemiczne retorty, a co najgorsze - zabrał prawie wszystek cudowny proszek, dar Sethona.
  Na szczęście Sędziwój zdołał przy pomocy wiernego pomocnika Jana Badowskiego wydostać się z lochu, dokąd wtrącił go Mühlenfels.
  Sprawcę całego zajścia surowo ukarano, a Fryderyk III, chcąc złagodzić przykre wspomnienia Sendivogiusa z Wirtembergii, nadał mu tytuł barona Serübau i dobra Leiningen, które alchemik szybko zresztą sprzedał, by mieć pieniądze na dalsze podróże i doświadczenia.
  Znękany i przygnębiony wirtemberską przygodą Sędziwój przyjechał na pewien czas do Nowego Sącza - miasta swej młodości.
Stamtąd udał się do Warszawy na dwór Zygmunta III Wazy, ale gdy alchemiczne próby nie dały upragnionego efektu (Sędziwojowi udało się zaledwie powlec kilka srebrnych monet cieniutką warstwą złota), starzejący się już książę alchemików kupił na Śląsku majątek zwany Krawarz i tam spędził ostatnie lata życia, pisząc dzieła naukowe, które nie zawierały co prawda formuły zamiany ołowiu w złoto ani uzyskania kamienia filozoficznego, lecz wiele cennych i do dziś uznawanych odkryć w dziedzinie chemii.
  Zmarł w roku 1646 i odtąd zaczęto spotykać go znów w Nowym Sączu - kroczył w uniwersyteckiej todze, z podniesioną głową, rynkiem rodzinnego miasta, rozrzucając wokół złote monety. Lśniące krążki bezdźwięcznie padały na ziemię, a sama postać alchemika - nawet w czasie pełni i księżyca - nie rzucała cienia...
  O zjawie tej opowiedziała nam jedna z mieszkanek Nowego Sącza, dodając, że Sędziwój zwykł się najczęściej pojawiać w noc sylwestrową, kiedy do rana okna wielu domów jaśnieją światłem, a zewsząd dobiegają dźwięki tanecznej muzyki.
  Powiadają, że temu kto natknie się na ducha słynnego alchemika, towarzyszy przez cały rok szczęście i materialna pomyślność.
  Tak więc, jeśli ostatnią noc starego roku spędzać będziecie w Nowym Sączu, kiedy zegary wybiją północ i przebrzmią noworoczne toasty, obejdźcie dookoła sądecki rynek - może z podcieni którejś z kamieniczek wynurzy się postać “księcia alchemików” i sypnie wam pod nogi garścią widmowych dukatów - na szczęście w Nowym Roku.
  Duch Sędziwoja nie jest jedyną atrakcją Nowego Sącza. Urocze miasto z secesyjnymi kamienicami, z podwórkami o drewnianych galeryjkach i schodach, z pięknym rynkiem, na którym stare drzewa okalają secesyjny ratusz zbudowany u schyłku XIX wieku, z gotyckimi kościołami i zrekonstruowanymi fragmentami zamku, wysadzonego w powietrze w 1945 roku, z osiemnastowieczną synagogą - zasługuje na bliższe poznanie.
  W dzielnicy Pałkowa znajduje się park etnograficzny - miejsce wydarzeń, o których mowa w opowieści, złowróżbne malowidła i nawiedzony dom.

 

Contact form
Formularz kontaktowy