Wielka kradzież skarbów Czochy
  Podczas ostatniej wojny zamek w ogóle nie ucierpiał. Niemal do ostatnich chwil Gütschow przebywał w rezydencji, otoczonej legendarnymi zbiorami sztuki rosyjskiej (tzw. skarbem carów). Nie wiadomo też do końca czy – pochodzący z Lubania – równie legendarny konserwator zabytków Prowincji Śląskiej Günter Grundmann, który w przeróżnych zakamarkach Śląska poukrywał niemieckie zbiory muzealne i kolekcje dzieł sztuki wobec zbliżającego się frontu, nie skorzystał ze skrytek zamku Czocha.
  Faktem jest, iż najpierw na zamku pojawili się Sowieci, nie dokonując jednak większych zniszczeń, poza spaleniem paru obrazów, podeptaniem ich i wrzuceniem do studni; potem nastała władza polska.
  To, co działo się w Czosze na przełomie 1945 i 1946 roku, to wręcz modelowy przykład sposobu traktowania Ziem Odzyskanych przez pazernych neofitów władzy. Dzięki pracy lubańskiego pasjonata Janusza Skowrońskiego, owiane zmową milczenia wypadki zostały ostatnio publicznie wyjawione.
  Urzędnicy, którym powierzono „Dziki Zachód”, mieli zająć się m.in. zabezpieczeniem kosztowności i dzieł sztuki pozostawionych przez Niemców. Wobec ogromu bogactwa jakie znajdowali, często jednak sponiewierali się i zamiast przekazywać skarby do zbiorów państwowych, których centrum stanowił Wawel, po prostu kradli je i znikali. Na zamku Czocha w wielu skrytkach znaleziono dzieła, których spis robi wrażenie do dziś. Było tu m.in. prawie 300 ikon, pozłacanych i wysadzanych drogimi kamieniami, komplety srebrnych zastaw stołowych, każdy na kilkadziesiąt osób. Wszystko liczono na skrzynie i kufry.
  Największej kradzieży zamkowych skarbów dokonał, według historyka z Lubania, burmistrz Leśnej, Kazimierz Lech. Usunięty właśnie przez miejscową PPR ze stanowiska 1 lutego 1946 roku spakował manatki i z zamkową bibliotekarką znającą dobrze zakamarki obiektu, Krystyną von Saurma, wyjechał z Leśnej –ciężarówką wypełnioną kosztownościami Czochy. Jak udało się im przekroczyć granicę, można jedynie przypuszczać. Znalazłszy się w amerykańskiej strefie okupacyjnej, burmistrz Leśnej skutecznie zniknął z pola widzenia historii.
  Tego samego dnia z częścią zdeponowanego na posterunku skarbu zamkowego równie skutecznie „rozpłynęli się” miejscowi stróże prawa: komendant i jego zastępca z posterunku MO w Leśnej. Z kosztownościami zniknął z Leśnej także zastępca burmistrza. W okolicach Wałbrzycha zatrzymano drugą ciężarówkę pełną skarbów Czochy. Znajdował się w niej m.in. szef referatu kultury i sztuki z magistratu w Lubaniu Kazimierz Orlicz. Zatrzymanie ciężarówki i wytoczenie pokazowego procesu złapanym i rzekomym szabrownikom (nie obeszło się bowiem bez oskarżeń niesłusznych) nie uchroniono jednak skarbu przed grabieżą. Zdeponowany w archiwum miejskim w Jeleniej Górze, stał się łupem kierownika miejscowego muzeum, Zygmunta Wereszczyńskiego, który znanym obyczajem „wyparował” razem z dziełami sztuki. To, co obejrzysz na zamku dziś, zwiedzając jego wnętrza jest więc jedynie marną, a i tak robiącą wrażenie resztką jego dawnego bogactwa.  
  Zamek Czocha nie miał może po wojnie największego szczęścia, ale i tak można mówić w jego przypadku o jakimś szczęściu na tle dziejów Dolnego Śląska. Podczas, gdy większość zamków i pałaców Ziem Odzyskanych zrujnowano kompletnie, Czocha zachowała się do dziś w całkiem niezłym stanie jako budowla i zespół ciekawych wnętrz. Stało się tak, dlatego, iż obiektem po wojnie zainteresowało się wojsko.
  Przez pewien czas zamek stanowił ośrodek dla politycznych uchodźców z Grecji.
  Najdłużej, bo do 1996 roku był jednak ośrodkiem wypoczynkowym pracowników sił zbrojnych. Od paru lat w początkach czerwca odbywają się Dni Zamku Czocha. W trakcie weekendu obejrzeć można walki rycerskie, wybory zamkowej królewny, posłuchać naukowych wywodów i zwyczajnie pobiesiadować.
  Czocha jak każdy szanujący się zamek ma legendy. Nocą zamkowymi murami przechadza się Biała Dama, brzęcząc monetami nieznanej waluty. Czasami spotkać można też Czarnego Rycerza. Najbardziej mroczne podania wiążą się jednak ze studnią, którą znajdziesz na dziedzińcu niedaleko wejścia do kawiarni „Grota”. Nazwa – Studnia Niewiernych Żon, każe domyślać się ponurej tajemnicy. Legenda studni sięga czasów, gdy nie lekceważono zdrady małżeńskiej i surowo ją karano. Panowie na Czosze przez stulecia wrzucać mieli do 40-metrowej czeluści damy, co do których wierności żywili jakoweś podejrzenia. Aby piętno zdrady wypalić doszczętnie rozwścieczeni rycerze nie poprzestawali na wrzucaniu cudzołożnic do studni. Dzieci z nieprawego łoża także nie miały prawa nacieszyć się życiem. Zamurowywano je żywcem w zamkowych ścianach. Do dziś co wrażliwsi słyszą ponoć niemowlęce łaknie.

Arkadiusz Straszko