Husarz na zamkowych murach

  Mała, leżąca na Kielecczyźnie wieś Ujazd może się poszczycić największymi w naszym kraju ruinami zamczyska.

  To Krzyżtopór, niegdyś manierystyczna rezydencja magnackiej rodziny Ossolińskich herbu Topór. Ród ten - zdaniem heraldyków - był równie starożytny jak dynastia Piastów, a i bogactwem przewyższał niejedną możnowładczą rodzinę.

  Żyjący w XVII wieku wojewoda Krzysztof Ossoliński różnił się znacznie od współczesnych mu potomków znakomitych familii: mógł poszczycić się nie tylko sławnym imieniem i ogromną fortuną, odziedziczoną po przodkach, lecz i wysoką edukacją.

  Młodość upłynęła mu na dalekich podróżach, studiował na niemieckich i włoskich uniwersytetach, odwiedzał świetne zachodnie dwory. Gdy wróci) do kraju, król powierzył mu wysokie urzędy (od roku 1638 był Ossoliński wojewodą sandomierskim) - zrzekł się ich jednak, być może dlatego, że chciał oddać się wyłącznie swoim księgom, pracy literackiej, a przede wszystkim budowie wspaniałej rezydencji.

  Wzniósł ją w latach 1631-1644, wśród opatowskich piasków, szwajcarski architekt Wawrzyniec Senes (Laurentius de Sent). Zgodnie z gustem epoki, lubującej się w symbolach i kabalistycznych metaforach, i zgodnie z życzeniem wojewody, zamek miał wysoką wieżę oznaczającą rok, tyle skrzydeł ile kwartałów, wielkich sal - ile miesięcy, komnat - co tygodni i 365 okien symbolizujących dni.

  Po obu stronach bramy wykuto w czarnym marmurze herbowy znak wojewody: topór, a obok krzyż, gdyż Krzysztof Ossoliński - w przeciwieństwie do swych krewnych dysydentów - był gorliwym katolikiem.

  Poniżej, zgodnie z życzeniem parającego się magią i astrologią właściciela, umieszczono hieroglif przypominający stylizowaną literę W - znak wiecznego trwania. Symbol ten, wzięty z aramejskiej księgi kabały Zohar, miał strzec zamku przed zniszczeniem i zagładą.

  Siedemnastowieczni kronikarze rozpływali się w zachwytach nad wspaniałością z jaką Ossoliński urządził swoją siedzibę, wyliczając sumiennie ilość kryształowych szyb, weneckich zwierciadeł, perskich kobierców, kurdybanów, adamaszków i marmurów zgromadzonych w Krzyżtoporze.

  Szczytem przepychu była komnata wojewody ze szklanym sufitem, będącym jednocześnie dnem olbrzymiego akwarium, w którym pływały egzotyczne, kolorowe ryby. Sławne były też stajnie, gdzie każdy z arabskich rumaków miał własny marmurowy żłób, a nad nim weneckie zwierciadło.

  Ossoliński nie cieszył się długo swym dziełem - zmarł w 1645 roku, zaledwie w 11 miesięcy po zamieszkaniu w Krzyżtoporze. W dziesięć lat później, w czasie szwedzkiego najazdu, zamek został zdobyty i ograbiony. Nigdy już nie odzyskał dawnej świetności. Na przekór symbolowi wiecznego trwania chylił się ku upadkowi.

  W XVIII wieku opuścili gmach ostatni właściciele. Od tego czasu Krzyżtopór stał się schronieniem dla sów i nietoperzy, a na potężnych murach opasujących zamek zaczęto widywać nocami postać rycerza w husarskiej zbroi, objeżdżającego konno ruiny.

  Pan Jarosław S. z Wałbrzycha wybrał się z żoną na samochodową wycieczkę, której trasa wiodła przez wieś Ujazd. Postanowili wiec zobaczyć Krzyżtopór. Kiedy dotarli do wsi zapadał zmrok. Chcieli przenocować w wozie, a rankiem zwiedzić zamek. Wieczór był ciepły, księżyc wzeszedł, wybrali się przed snem na spacer w kierunku ruin.

dalej