Zmory z Szydłowca
Na sztucznie podwyższonej wysepce, wznoszącej się
nad bagnistym rozlewiskiem rzeczki Korzeniówki, w miejscu
gdzie niegdyś stał drewniany kasztel Odrowążów, w
pierwszych dziesiątkach lat XVI wieku Mikołaj Szydłowiecki
herbu Odrowąż zaczaj budować renesansowy zamek, godny świetności
rosnącego w zaszczyty i bogactwa rodu.
Zamek miał trzy kondygnacje; najwyższą zajmowała
sala reprezentacyjna, w której dumny magnat przyjmował
liczne rzesze swych gości.
Szydłowiecki nie żałował dukatów na przyozdobienie swej
siedziby. Miały więc zamkowe komnaty pięknie rzeźbione
stropy, wzdłuż ścian ciągnęły się malowane, barwne
fryzy, włoscy kamieniarze wykuli w piaskowcu i marmurze
kominki. Aż z Niderlandów sprowadzono ozdobne kafle, a
Stanisław Samostrzelnik, zakonnik z klasztoru cystersów w
Mogile, malował freski, na których powtarzał się motyw
herbowej tarczy Odrowążów Szydłowieckich.
Leniwie płynące wody rzeczki napełniły głęboką fosę
otaczającą zamek, a po przeciwległej stronie fosy Szydłowiecki
kazał założyć zwierzyniec, gdzie sarny, daniele i bażanty
trzymane były ku rozrywce zamkowych gości.
I stałby się może Szydłowiec najpiękniejszą rezydencją
magnacką w okolicy, gdyby nie nagła i bezpotomna śmierć
fundatora.Umierając w 1532 roku Mikołaj zapisał testamentem
swoje dobra ukochanej bratanicy, córce kanclerza wielkiego
koronnego Krzysztofa Szydłowieckiego - Elżbiecie Annie.
Posag, a ponoć i uroda panny
kanclerzanki przyciągały zalotników z najpierwszych rodów
Korony i Litwy, spośród których, zgodnie z wolą rodziny,
osiemnastoletnia Elżbieta wybrała znacznie od siebie
starszego Mikołaja Radziwiłła, zwanego Czarnym, pana na Ołyce
i Nieświerzu (przez małżeństwo to stała się w kilka
lat później powinowatą samego króla Zygmunta Augusta,
gdy ten poślubił siostrę Mikołaja, Barbarę Radziwiłłównę). |
|
Po ślubie
Elżbieta wyjechała na Litwę i rzadko odwiedzała posagowe
dobra. Kiedy dorósł syn jedynak, sławny podróżnik i
pisarz, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł zwany Sierotką,
matka podarowała mu zamek wraz z okolicą.
Jednakże Sierotkę zbyt pociągały zamorskie
peregrynacje, aby miał chęć odwiedzać swojski Szydłowiec.
I tak, zaniedbywany przez właścicieli, gmach powoli
niszczał. W XIX wieku przeszedł na własność Sapiehów,
a potem zamieniono go na... browar.
Dziś, w pięknie odrestaurowanych zamkowych salach
mieści się Dom Kultury i jedyne w kraju Muzeum Ludowych
Instrumentów Muzycznych, podlegające Muzeum Okręgowemu w
Radomiu.
Pani kustosz, która oprowadzała nas po muzealnych salach
pokazując gęśle, kobzy i trombity, zadaliśmy pytanie: -
Czy piękny Szydłowiec ma swojego ducha? - Odpowiedziała,
że w ciągu kilku lat swej pracy na zaniku (organizowała
od podstaw muzeum) nasłuchała się różnych historii o
zamkowych fantomach. Zdarzało się, że robotnicy remontujący
budynek pytali ją, czy nie boi się tutaj mieszkać... Pamięta,
że kiedy odbudowa zamku zbliżała się ku końcowi, a
termin naglił, proponowała im aby nocowali w salach na
drugim piętrze i wcześniej rozpoczynali pracę.
Kategorycznie odmawiali - woleli wstawać o świcie niż nocą
zostać w zamku.
Jej samej przydarzyło się również coś dziwnego: siedząc
pod wieczór w biurze muzeum nagle usłyszała dochodzące z
górnego piętra ciężkie, miarowe kroki; ktoś z wolna
przechadzał się po pokojach. Poszła sprawdzić - drzwi były
zamknięte, kroki ucichły, nikogo nie było...
W 1972 roku kilku studentów historii sztuki,
odbywających praktykę w zamku, mieszkało w tych właśnie
pokojach. Odjeżdżając twierdzili, że chociaż nie są
przesądni, kilkakrotnie przeżyli coś, co trudno wytłumaczyć.
Otóż wszystkich bez wyjątku trapiły takie same,
powtarzające się, upiorne sny: widzieli w nich salę, w której
w rzeczywistości się znajdowali. Jakaś zjawa, nie mająca
określonej postaci, jakby obłok gęstej mgły czy wydłużona
chmura, zbliżała się do nich, ogarniała, przenikała,
dusiła... Wtedy budzili się z uczuciem przerażenia, zmęczenia
i duszności. Koszmary te dręczyły ich tylko wówczas,
kiedy nocowali w salach na najwyższym piętrze zamku.
dalej
|