Zreasumujmy tedy suche fakty: Czarnego Psa
ogrodzienieckiego widziało zbyt wiele osób, by można tu mówić
o jakiejkolwiek próbie świadomego wprowadzenia rozmówców
w błąd. Pies ten, w nie zmienionej postaci, pojawia się
od co najmniej kilkudziesięciu lat (taki w każdym razie
okres obejmują pewne relacje), a zatem - zważywszy, że
psy żyją najwyżej kilkanaście lat - nie może tu wchodzić
w grę błąkanie się w tej okolicy jakiegoś bezpańskiego
zwierzęcia. Symptomatyczne są ponadto relacje o zachowaniu
się koni wypasanych na dworskiej koniczynie (historię o
nocnych odwiedzinach zamku pomijamy tu, jako nie w pełni
sprawdzoną, nie udało nam się bowiem odszukać uczestników
owej wyprawy). Słowem, wyjaśnienia tajemniczego zjawiska
poszukiwać trzeba w historii ogrodzienieckiego zamczyska, a
także w literaturze poświęconej manifestacjom sił
nadprzyrodzonych.
Pierwsi znani historii posiadacze Ogrodzieńca to potężny
w średniowiecznej Polsce ród Włodków. W 1414 roku
Baltazar Włodek piszący się już z Ogrodzieńca posłował
w imieniu Jagiełły do Krzyżaków. Inny Włodek
ogrodzieniecki poległ w bitwie pod Chojnicami. W 1470 roku
ród ten podupadł i za sumę ośmiu tysięcy florenów auri
puri .
Ogrodzieniec wraz z dwoma miastami i kilkoma wsiami
sprzedany został bogatym mieszczanom krakowskim, Ibramowi i
Piotrowi Salomonowiczom, a potomkowie ich w roku 1523
sprzedali zamek jednemu z najbogatszych ludzi ówczesnej
Polski, świeżo uszlachconemu bankierowi królewskiemu,
burgrabiemu zamku wawelskiego, Janowi Bonerowi.
Jego synowiec, piszący się już Seweryn Boner na
Ogrodzieńcu i Kamieńcu pan i dziedzic, wzniósł tu
wspaniałą renesansową rezydencję, która przepychem zaćmić
miała wszystko, co do tej pory w Polsce zbudowano i w ten
sposób dodać blasku nie pokrytemu jeszcze patyną wieków
klejnotowi rodowemu. Ruiny tego właśnie pałacu oglądać
dziś możemy wśród skalnych ostańców. |
|
Rezydencja Bonerów nie była zamkiem warownym. Liczne mury,
bramy i baszty pełniły jedynie funkcję dekoracyjną w
okresie, gdy na polach bitew coraz większego znaczenia
nabierały muszkiety i artyleria. Tak czy inaczej,
ogrodzieniecka rezydencja Bonerów wzbudzała powszechny
podziw. Cesarz Ferdynand I nadał właścicielom państewka
ogrodzieniecko-zamienieckiego nieznany wówczas w Polsce
tytuł barona.
Nowy baron Seweryn Boner, nie miał jednak męskiego
potomka, któremu mógłby przekazać tytuł i dobra. Jako
wiano jedynej jego córki Zofii, Ogrodzieniec przeszedł w ręce
wojewody lubelskiego Jana Firleja herbu Lewart. W ręku
Firlejów pozostawał Ogrodzieniec przez lat ponad sto. W
roku 1669 Mikołaj Firlej odstąpił Ogrodzieniec wraz z
kilkoma wsiami i górami srebrnymi Olkuszowi przyległymi,
za 267 tysięcy złotych polskich, kasztelanowi krakowskiemu
Stanisławowi Warszyckiemu.
Zatrzymajmy się chwilę nad tą postacią. W
siedemnastowiecznych źródłach historycznych Stanisław
Warszycki wymieniany jest często. Pan ogromnej fortuny,
pierwszy dostojnik Rzeczypospolitej, nigdy nie poddał się
Szwedom, od początku do końca “potopu” stojąc
wiernie u boku Jana Kazimierza. Wraz z księdzem Kordeckim
bronił Częstochowy, a jego rodowe gniazdo Danków, to
jeden z niewielu skrawków Polski, na którym nigdy nie stanęła
noga żołnierza Karola Gustawa.
Ponadto słynął Warszycki jako zapobiegliwy gospodarz,
sprowadzający do swych włości cudzoziemskich rzemieślników,
dbający wielce o rozwój rzemiosła i rękodzieła
Słowem, gdyby zawierzyć oficjalnej historiografii -
postać świetlana A jednak, tu i ówdzie współcześni
wspominają, że charakteru był nielekkiego, a dla
poddanych nie był bynajmniej ojcem.
W okolicy Dankowa, jego rodowej siedziby, z uporem
krąży legenda, że ów obronny dwór, którego zdobyć nie
mogli Szwedzi, wzniesiony został z potu i krwi poddanych.
dalej
|