Smutna wdowa z Leska

  Lesko, pięknie położone na grzbiecie wzgórza u którego stóp wije się San, posiada kilka interesujących zabytków, wśród których najciekawszy chyba jest zamek.

  Zbudował go w pierwszej połowie XVI wieku na wysokim brzegu rzeki Piotr Kmita, wojewoda krakowski i marszałek wielki koronny, ówczesny właściciel tych ziem.

  Zamek i dobra przeszły w 1553 roku w ręce Stadnickich, a następnie Ossolińskich, Mniszchów i Krasickich. Kolejni właściciele przebudowywali obronny, gotycki zamek, nadając mu charakter rezydencji magnackiej. Podczas najazdu szwedzkiego w XVIII wieku zamek został spalony, popadł w ruinę i odbudowali go dopiero w latach 1835-1838 Krasiccy, w stylu klasycy stycznym, według projektów poety - Wincentego Pola. Zamek, zniszczony w czasie obu wojen światowych, odbudowany został przed kilkunastoma laty i dziś jest miejscem wypoczynku śląskich górników.

 

  W tej dawnej siedzibie magnackich rodów zjawia się ponoć od czasów Kmitów widmo młodej kobiety w czarnych szatach. Jest wysoka i szczupła, głowę ma okrytą wdowim welonem. Ciemna zasłona przesłania jej twarz.

  Widywano ją często wówczas, gdy zamek był własnością prywatną. Spotykała ją dworska służba w korytarzach gmachu i obok wznoszących się na stromej skarpie w pobliżu zamku ruin tak zwanej Czarnej Baszty, która nie została odbudowana po wielkim pożarze w 1704 roku.

Według zapisków Anny Ponimirskiej, małopolskiej szlachcianki żyjącej na przełomie XVII i XVIII wieku, Czarna Pani zjawiła się w wieczór Trzech Króli 1702 roku, kiedy w zamku odbywał się bal. Postać w czerni przesunęła się przez rozbrzmiewające muzyką komnaty i weszła do sali, w której rozbawione towarzystwo ustawiało się właśnie do poloneza.

  Zdumieni goście rozstąpili się przed nią, orkiestra przestała grać, a choć wszystkie okna z powodu trzaskającego mrozu były zamknięte - zerwał się zimny wiatr i świece w kandelabrach pogasły. Dama we wdowich kirach przeszła przez salę i znikła w przeciwległych drzwiach.

  Wtedy obecnych ogarnęło przerażenie. Damy zaczęły mdleć, rozległy się wołania o pomoc. Nie stracił głowy tylko gospodarz, który krzyknął na odźwiernych, aby natychmiast zamknęli wejściową bramę i razem z kilkoma odważnymi ochotnikami spośród gości przeszukał dokładnie wszystkie korytarze i komnaty - nikogo nie było. Wyszli na dziedziniec - świeżo spadły śnieg nie tknięty był ludzką stopą...

  Nauczyciel geografii w miejscowym liceum, znawca historii tych ziem, twierdzi, że wprawdzie wielokrotnie słyszał o zjawie, pojawiającej się w komnatach leskiego zamku, sam jednak nigdy się z nią nie spotkał. Opowiadał mu natomiast mieszkaniec Leska - z zawodu ślusarz - że przed wojną, gdy zamek należał do rodziny Krasickich, wezwano go żeby naprawił jakieś zepsute zamki w pokojach na pierwszym piętrze.

  Zajęty swoją pracą nie odwrócił się na odgłos skrzypienia otwieranych drzwi. Dopiero gdy ktoś podszedł i stanął za jego plecami, podniósł głowę. Zobaczył wysoką kobietę w długiej czarnej sukni; twarzy nie widział, bo była przesłonięta jakby czarną woalką. W pierwszej chwili wziął ją za kogoś z gości właścicieli zamku, dopiero kiedy nagle znikła, jakby rozwiewając się w powietrzu, zrozumiał że widział zamkową zjawę.

 Kim jest Czarna Pani? Legenda mówi, że błądziła po zamku już w czasach Kmitów. Podobno była żoną jednego z nich, a po przedwczesnej śmierci ukochanego męża, poległego w wojennej potrzebie, ślubowała dożywotnie wdowieństwo i ciężką żałobę.

  Smutna ta pani mieszkała co prawda w innej rezydencji Kmitów - w odległym o kilka kilometrów od Leska zamku Sobień, który łączyły ponoć z leskim kościołem i zamkiem podziemne przejścia.

dalej