Rycerz w płomieniach
Ze szczytu potężnej wieży łagowskiego zamku
roztacza się widok niezwykłej doprawdy urody: otoczone
ciemnym lasem wody jezior Lagowskiego i Trześniowskiego, a
między nimi czerwone dachy i stare bramy rozsiadłej u stóp
zamku osady. Piękno krajobrazu, spokój sennego miasteczka,
wydają się tak przemożne, że myśl iż spokój ten
cokolwiek mogłoby zakłócić zdaje się wręcz
nieprawdopodobna. Jednak stare dokumenty z początków ubiegłego
stulecia brzmią jednoznacznie. Jednoznaczne są także
relacje starych mieszkańców Łagowa. We wzniesionym na
przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami zamku miały miejsce
zdarzenia niezwykłe i budzące grozę. Zanim jednak o tym
opowiemy, cofnijmy się w przeszłość.
Od czasów bitwy pod Cedynią, przez trzysta lat broniła
Polska swej zachodniej granicy na Odrze. Nadeszły jednak
czasy dzielnicowego rozbicia. Na książęcym stolcu w
Legnicy zasiadł najstarszy syn Henryka Pobożnego - Bolesław,
zwany Łysym, albo Rogatką. Ponura to postać. Niesyty
uciech, wiarołomny, prowadzący bezustanne wojny ze swym
bratem Henrykiem, dokonał Rogatka posunięcia, które na
700 lat kładzie się cieniem na dziejach naszego kraju. Oto
w 1250 roku odsprzedał Ziemię Lubuską margrabiom
brandenburskim.
W
tym czasie w Łagowie istniały już urządzenia obronne,
gdyż dokument z roku 1299 wspomina Castrum Lagove. Dzieje
jednak zamku, wzniesionego na przesmyku pomiędzy dwoma
jeziorami, rozpoczynają się w roku 1347, kiedy to Ludwik
Brandenburski sprzedał Dom Łagowski wraz z rozległymi
dobrami rycerskiemu zakonowi joannitów za sumę 400
srebrnych marek. Były to czasy, gdy głównym ośrodkiem
zakonu, który powstał, podobnie jak i inne tego rodzaju
bractwa rycerskie, w okresie wojen krzyżowych, była wyspa
Rodos. Później dopiero, po otrzymaniu od cesarza Karola V
Malty, joannici przybrali nazwę kawalerów maltańskich. |
|
Zgodnie z
umową, zakonnicy zbudowali w Łagowie potężny zamek, który
pod koniec XIV-stulecia stał się siedzibą komandorii
zakonu. Joannici władali Łagowem do 1812 roku, czyli do
chwili kasacji zakonu. Zamek przebudowywano dwukrotnie: w
XVII i XIX wieku. Po kasacji dobra przeszły na rzecz państwa
pruskiego.
Zapewne właśnie z ramienia władz państwowych,
odwiedził Łagów dnia 16 marca 1820 roku starszy radca
finansowy, prezydent Izby Skarbowej w Poznaniu, niejaki von
Harlem. Nie była to jednak dla pana radcy szczęśliwa
wyprawa. Nocując na zamku z 16 na 17 marca, a będąc w pełni
przytomnym, ujrzał przy łożu zakonnego rycerza, stojącego
w blasku czerwonych płomieni.
Urzędnicy pruscy w ogóle, a już urzędnicy
skarbowi w szczególności, nie należeli do ludzi skłonnych
do fantazjowania. Jednak wrażenie musiało być tak przemożne,
że już nazajutrz pan radca pisze na temat swej nocnej
przygody obszerny raport i składa go na ręce dowódcy
twierdzy Kostrzyn - generała Chrystiana von Massenbach.
Pisze on w tym raporcie, że zjawa, którą ujrzał, do złudzenia
przypominała postać rycerza wykutego na kamieniu
nagrobnym, znajdującym się w zakrystii stojącego tuż
obok zamku kościoła. Rycerz ów, to zmarły 9 lipca 1568
roku komandor łagowskiego zgromadzenia - Andrzej von
Schlieben.
O przygodzie inspektora von Harlema różne krążyły
opowieści. Być może popadłaby ona w zapomnienie, gdyby
nie fakt, iż w kilka lat po tych wydarzeniach gościł w Łagowie
inny urzędnik pruski, inspektor Erdmann ze Słońska, i on
także spotkał nocą niezwykłą zjawę.
Po wyzwoleniu i powrocie do Macierzy zamek w Łagowie
przechodził różne koleje losu. Wreszcie w 1963 roku
rozpoczął się generalny remont. W 1972 roku zamek na nowo
otworzył swe podwoje jako hotel. Gotycka, 35-metrowa wieża
udostępniona została zwiedzającym.
dalej |