Nieszczęsna starościanka z Gołańczy

  W ziemi pałuckiej, na rozległej równinie ciągnącej się aż ku Kcyni, leży niewielkie, trzy tysiące mieszkańców zaledwie liczące miasteczko Gołańcz. Rodowe gniazdo Pałuków-Gołanieckich, prawami miejskimi szczyci się od roku 1399. W tym to też okresie, pod koniec XIV stulecia, nad brzegiem przylegającego do miasteczka jeziora Smolary, wzniesiony został niewielki zameczek obronny.

  Rozbudowany znacznie w pierwszej połowie XV wieku, służył gołaniecki zamek Rzeczypospolitej do roku 1655, kiedy to zburzony przez Szwedów nie podniósł się już z ruiny. Do dziś zachowała się czworokątna mieszkalna wieża i resztki murów obronnych, przeglądających się w wodach coraz to bardziej zarastającego szuwarami i liliami wodnymi jeziora.

  Popękane mury, puste okienne wnęki, szum szuwarów nad jeziorem, wszystko to wywołuje nastrój grozy, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie krążące po okolicy opowieści o ukazującej się nad wodami jeziora zjawie nieszczęsnej starościanki.

W okalającym zamek jeziorze

(tylko w wigilię świętego Jana)

Każdy niewiastę zobaczyć może

W pieniącej wody szatę odzianą.

Córka starosty gołanieckiego

Wolała skoczyć w wód owych wnękę

Niż stać się z musu żoną obcego.

Długo się zatem mścił Szwed ponury,

Że go dziewica, Polka nie chciała.

Z zamku zostały jedynie mury,

Po niej legenda tylko została.

Ową legendę (i różne inne)

Od mojej matki słyszałam.

Notując wszystko w główce swej zwinnej

Dzięki niej też ją tu opisałam.

 

  Zacytowane powyżej strofy to odpowiedź, którą nadesłała mieszkająca dziś za granicą jedna z najstarszych mieszkanek Gołańczy, na pytanie, co wie o nieszczęsnej starościance.

  Inni okoliczni mieszkańcy uzupełniają ten obraz.

  Podobno co roku, 23 czerwca, w noc świętojańską, z wód jeziora u stóp baszty wynurza się postać dziewicy w bieli. We włosy wplecione ma lilie wodne, w ręku trzyma bukiet tych wspaniałych kwiatów. Przez czas jakiś smętnie patrzy na ruiny murów zamkowych, by z wybiciem północy znów zapaść się w toń jeziora.

  Dziewica owa (jedni powiadają że na imię miała Barbara, inni - że Anna) żyła w Gołańczy w drugiej połowie XVII stulecia, w dobie “potopu” szwedzkiego. Nie godząc się na ślub ze szwedzkim oficerem, czy też bojąc się hańby, gdyby Szwedom udało się zamek zdobyć (tu istnieją różne wersje opowieści), rzuciła się z murów zamku w otchłań jeziora. Rozwścieczeni Szwedzi mszcząc się zburzyli zamek i wymordowali wszystkich jego mieszkańców.

  Historia gołanieckiej starościanki wkrótce stała się głośna, a za sprawą próbującego swych sił na niwie literackiej dawnego właściciela dóbr gołanieckich, hr. Karola Czarneckiego, przeszła do literatury. Romantyczny hrabia-poeta pisał:

(...) Dziewica wbiega na murów złom

Ponad jeziorem, opodal bram.

Piękna urodą, pełna wzburzenia

Wstrzymuje Szwedów siłą natchnienia.

Nas nie shańbicie, wolimy zgon

Ja pierwsza znajdę w jeziorze schron (...)

Słowem zjawa mająca szczęście do poezji. Jak jednak wygląda prawda historyczna o wypadkach, w wyniku których z wód jeziora otaczającego zamek w Gołańczy wynurza się co rok przystrojona liliami wodnymi zjawa?

dalej